To chyba z przesytu szaroburych obrazów śniłam dziś te lazurowe wybrzeża...
Bezkresne, spokojne tonie i słońce radośnie skaczące po delikatnych brzuszkach fal. Śliczne, białe domki... Brukowane jasnymi kamieniami uliczki. Kute z metalu stoliki i krzesełka osłonięte wielkimi talerzami białych parasoli. Pod nimi stłoczeni marynarze o twarzach cudnie ogorzałych i z błyszczącymi od trunków oczami. Śmieją się kilka tonów za głośno i poklepują przyjaźnie po ramionach. I jeszcze kobiety w delikatnych, muślinowych sukienkach. Ich włosy czesane morską bryzą zmiatają koniuszkami z nagich ramion ostatnie promienie zachodzącego słońca, a pijane opuszki palców nieprzytomnie wodzą zaklęte koła po cienkich krawędziach szklanek...
A ja?
A ja wiatrem z dachu kościółka się ześlizguję. Uliczkami ciasnymi chwilkę się miotam po czym przemykam po stolikach przewracając szklanki... i do góry nagle, ze wszystkich sił z impetem się wzbijam. I wiszę... Wiszę chwilę z ptakami jak złapany w kadrze latawiec, napełniając każdą komórkę nieistniejącego ciała tą morską rześkością, chłonąc zachłannie i łapczywie, by już za chwilę runąć w dół, pikując w samobójczym pędzie. Ale nie... nie boli, zadziwiona w taflę wody wnikam łagodnie i miękko. Ciepła ciecz obejmuje mnie sobą, światłem przecedzonym zachwyca. Wiruję po stokroć. Rozdrabniam się na niezliczone krople. Jedną z nich na końcu płetewki małej, pasiastej rybki przysiadam i wraz z nią, niesiona prądem zmierzam w niezbadany głąb oceanu...
A ja wiatrem z dachu kościółka się ześlizguję. Uliczkami ciasnymi chwilkę się miotam po czym przemykam po stolikach przewracając szklanki... i do góry nagle, ze wszystkich sił z impetem się wzbijam. I wiszę... Wiszę chwilę z ptakami jak złapany w kadrze latawiec, napełniając każdą komórkę nieistniejącego ciała tą morską rześkością, chłonąc zachłannie i łapczywie, by już za chwilę runąć w dół, pikując w samobójczym pędzie. Ale nie... nie boli, zadziwiona w taflę wody wnikam łagodnie i miękko. Ciepła ciecz obejmuje mnie sobą, światłem przecedzonym zachwyca. Wiruję po stokroć. Rozdrabniam się na niezliczone krople. Jedną z nich na końcu płetewki małej, pasiastej rybki przysiadam i wraz z nią, niesiona prądem zmierzam w niezbadany głąb oceanu...
Natomiast po tej stronie lustra zawładnął mną pewien obraz
(dedykowany N.- Ty wiesz)...
(dedykowany N.- Ty wiesz)...
Teledysk ten to dzieło międzynarodowej współpracy trojga artystów (są to Nacho Rodríguez, Gina Thorstensen, Emma Kidd) i jestem zachwycona owym specyficznym połączeniem kilku technik animacji, które w rezultacie dało taki surrealistyczno- baśniowy efekt. Jest też jeszcze jedna opowieść, tym razem bez wkładu Emmy, ale równie niezwykła i wciągająca:
Na dobranoc jak znalazł, ciekawe czy sprowokuje jakoweś dotkliwe sny?:D
*