poniedziałek, 28 lutego 2011

Pierwsze koty

Mam wszystko...
Są chęci. Są pędzelki różniastej maści i wszelakich rozmiarów, oraz drewniane pudełeczko wypełnione po brzegi farbkami w tubkach. Jest gorąca kawa w ulubionym kubeczku i dobre, zachęcające słowo, płynące z ust osoby mi najbliższej...Jest też podniecająca świadomość, że w pudełku kotłuje się moc kolorów soczystych i świeżych, radosnych... takich jak lubię. Jest w końcu biały, porcelanowy talerzyk. Wyciskam na niego barwne łezki, mieszam łącząc je pędzelkiem, podśpiewuję coś sobie z zadowolona, unoszę dłoń, waham się pół chwilki i pewnym, stanowczym ruchem kalam biel płótna pierwszą kładzioną plamą. 
I już czuję rosnące we mnie jak ciasto drożdżowe, to dobrze mi znane Coś... Wbijam wzrok w bezbronną, pierwszą plamkę, bombardując ją gradem zarzutów. Spoglądam na talerzyk i uśmiecham się do kolorków. Patrzę znów na plamkę z wyrzutem...na talerzyk... na plamkę...plamka, talerzyk, plamka... zaczynam gmerać w kolorkach, plamka powinna być inna... plamka, talerzyk... ale jaka? plamka, talerzyk, plamka... inna jakaś może... talerzyk, plamka, talerzyk... 
Talerzyk? ..właśnie, talerzyk!!! W międzyczasie pokrył się mieszaniną szaroburości.  Wzdycham i zrezygnowana idę zmyć z niego tą breję...
Na dziś mam już dość malowania.



Powyższy scenariusz towarzyszy mi już od kilku lat, niczym senne deja vu  :), choć ostatnio udało mi się pójść o jeden kroczek dalej, o czym można poczytać tutaj , i powstała np. taka zielona łączka: 




                   Mam nadzieję, że niebawem zazieleni się również za oknem:) 


czwartek, 24 lutego 2011

Wiedźmy z drzew. ciąg dalszy

- Ba ja proszę pani mam słabe serce i nie zgadzam się, protestuję normalnie, bo mi się zawał jakiś, albo, nie daj Boże, zgon przydarzy przez to wszystko, to i będzie kłopot. A ja swoje życie lubię, łatwego nie mam, ale kto ma, niech pani powie. Chyba, że bogacz jakiś albo biskup, ale co ja mogę wiedzieć, bo nie wszystko można kupić. I to ja mówię, wspomni pani jeszcze te słowa moje co je tu mówię, że przepędzić ją trza na cztery wiatry, albo egzorcystę, a nawet dwóch i to jak najprędzej, bo się my tu wszyscy powykańczamy. A ona te modły swoje szepczące do diabłów wyszeptuje i żeby pani wiedziała jak się suce gonić chce, same  gwałty jej w głowie, trawę by tylko łamała, a ja stara jestem, nad grobem stoję i swoje wiem, i wianki i cuda widziałam różne, a tego to... tfffu.. To mówię, że się spakuję i pod most pójdę, bo mi serce siądzie, to mnie wykończy normalnie takie ludzkie nic. I jak toto łypie spode łba, jak ślipi, noce całe łazi jak zmora straszy, to mówię, że nie da się normalnie żyć, to ja widziała jak nóż pod poduszkę wkłada i jak pani coś nie zrobi to mówię, wspomni pani jak mówię, że to do czegoś złego dojdzie...- zasapała się kobiecina, poczerwieniała i z niewypowiedzianą gracją poczęła mościć się w fotelu, co niejako stanowiło zapowiedź dłuższego monologu.
-Pani Ewo, przecież ona nie ma gdzie pójść, wie Pani, że jest zima i nigdzie nie ma miejsc, a to tylko chora kobieta...- zaczęłam łagodnie jak do dziecka. -Jest pod opieką, bierze leki, tylko straszne rzeczy dzieją się w jej głowie... 
-To ja pani mówię, i wspomni pani...

Westchnęłam tylko... 




czwartek, 17 lutego 2011

Wiedźmy z drzew.

Spojrzałam na nią pierwszy raz i w ułamku sekundy przeleciały mi przez myśl wszystkie dantejskie sceny rodem z japońskich horrorów. Strząsnęłam z grzbietu zimne ciarki i próbując oswobodzić się z mrocznego, niejasnego uczucia powiedziałam do niej coś zupełnie nieistotnego, ale jasnym i donośnym głosem, trącając nawet delikatnie o weselsze tony. Niestety nie uniosła głowy, nie zobaczyłam jej oczu... nie drgnęła nawet... Znów otoczyły mnie małe dziewczynki z pochylonymi głowami, o włosach ociekających wodą.
-Rozumnie Pani co mówię???
Gęsta cisza.
-Jest Pani chora? Mogę w czymś pomóc?nie wiem, może...
Zobaczyłam, że poruszyła wargami i powietrze zmącił jej szept. Zastygłam, gdy słowa zaczęły się wylewać z niej jak z przepełnionej wanny, bez jakiegokolwiek ładu i składu, bezbarwne i bezpłciowe. Stała nieruchomo jak rzeźba ciosana, obryzgując mnie tymi słowami coraz szybciej i gwałtowniej. Z potoku wyłuskałam drzewo, synek, oni, worek, wiedźmy, gwałt... kołysała się lekko.
 -Może Pani podpisać?-
Poczułam się głupio z tą dłonią wyciągniętą w jej kierunku, trzymającą długopis, gdy ona wciąż powtarzała nieprzytomnie tą swoją niezrozumiałą mantrę. Niespodziewanie obudziło ją nagłe trzaśnięcie drzwiami. Podniosła głowę gwałtownie i spojrzałam prosto w jej głębokie, piękne, orzechowe oczy. Uśmiechnęła się do mnie szeroko i przeciągając się jak po kilkugodzinnej jeździe przepełnionym samochodem zapytała wesoło głosem dziecka:
-A będę mogła iść?-
Kiwnęłam potakująco lekko zszokowana. Wręcz wyrwała mi długopis z ręki i szybciutko pochyliła się nad stolikiem przygryzając wargę. Zobaczyłam jeszcze tylko jak bieleją jej palce a końcówka wkładu wbija się w papier, gdy odwróciła się na pięcie i wybiegła na zewnątrz zostawiając otwarte drzwi. Zimny powiew powietrza otulił mą twarz. Zerknęłam na papiery. Zobaczyłam dwa zupełnie różne, wyryte na wylot podpisy.
CDN.




środa, 16 lutego 2011

poniedziałek, 14 lutego 2011

Boże Ciało

"Kocha się za nic.
 Nie istnieje żaden powód do miłości..."
                                                 P.Coelho


Mając jakieś lat 15, zapytana: dlaczego mnie kochasz? odpowiadałam bez chwili namysłu właśnie takimi słowami.
Pytana dziś... odpowiadam ciszą szukając w głowie "właściwych słów".
O dziwo moje pojmowanie świata maleje wprost proporcjonalnie do ilości przeżytych lat, czyli im starsza tym... ech...



Nie świętuję walentynek, powinny być dnia każdego powszedniego :D. Nie pamiętam dokładnie od kiedy i jak długo jesteśmy, ale dobrze pamiętam "nasz pierwszy raz" w Boże Ciało i właśnie to jest Nasze walentynkowo. A na dodatek dzień wolny od pracy, więc możemy świętować do woli:D 


I utwór, który się wtedy przewijał zapadając mi głęboko w pamięć, szkoda, że nie znalazłam tej lepszej wersji, w ojczystym języku:D...






I jeszcze, bo lubi...

sobota, 12 lutego 2011

Bezsenne noce owocują

Z nieukrywaną przyjemnością chciałabym ogłosić wszem i wobec narodziny naszego rękodzielniczego bloga. Od dawien dawna, w duecie z Norbertem zabijam czas i zajmuję rączęta niespokojne różnorakimi robótkami. Sprawia mi to wiele radości, a i uspokaja w potrzebie...

                                                       Moonatowe pisanki        

Za oknami bywa szaroburaśnie, a u Nas już pisankowo... 
Zapraszamy serdecznie. 

piątek, 4 lutego 2011

Fascynacje

Wściekłość i irytacja wylewa się ze mnie każdym zmęczonym porem skóry i parując złowieszczo rozprzestrzenia się po domu. Przeglądarka internetowa stoczyła ze mną kilkugodzinną walkę. Poległam niestety...
Zrobię coś
Zaległe jakieś
Niehałaśliwie  
Uzupełnię profil Sydoniowy bo odkładam, odwlekam, chce mi się i nie chce...

No i przy  literce b jak Butoh oblazły mnie stare fascynacje...
Jeśli kiedykolwiek w Waszym mieście pojawi się plakat, info czy też plotka z tym tajemniczym słowem, nie przegapcie tego spektaklu. Ręczę, że doświadczycie emocji, które wypalą w Was piętno.  Jeszcze o tym opowiem! Teraz...
Dobranoc 

środa, 2 lutego 2011

Dwa ciastka

 Dopiero teraz znalazłam chwilkę, by się Wam pochwalić... No, nie poznaję samej siebie, że jeszcze tego nie uczyniłam...

Niespodziewanie zostałam wyróżniona:) i to jak?  PODWÓJNIE!!! I zamierzam się tym obnosić  radośnie, każąc dąć w trąby i ogłaszając z tej okazji dzień jutrzejszy dniem wolnym od pracy i trosk wszelakich. O tak!!!
A wyróżnienie spłynęło na mnie od mojej bratniej, niepokornej duszy: Norberta , który jest Panem Oceanu Myśli Niespokojnych i Władcą Światłoczułego , dwóch blogowych włości ( i Pół Panem jeszcze jednej, budowanej mozolnie niestety... z braku naszego wspólnego wolnego czasu).


Drugie wyróżnienie otrzymałam od  Jacka i natychmiast oprószyło mnie ono migoczącym pyłem roziskrzenia. O Jacku mogłabym prawić same komplementy nieprzerwanym strumieniem barwnych słów, ale, i tu UWAGA DROGIE PANIE, zacytuję tylko słowa IVT : " przy Tobie kobiety czują się wyrożnione :)"...  no nie ujęłabym tego lepiej:) Dodam tylko, że Jacek swoimi  skąpanymi światłem i ciszą obrazami zabrał mnie niegdyś w fascynującą podróż w głąb duszy mojej splątanej. Często wracałam i wracać wciąż będę do Jego sennego świata...

Wiem, wiem... procedury związane z owym wyróżnieniem przewidują nadanie takowego kolejnym zasłużonym, ale wiem też, że zostanie mi wybaczone niedopełnienie obowiązków;) ... Już tyle powklejałam, a nie idzie mi to najlepiej;P a i wyróżnić chciałabym wszystkich, a lista jest długa... 

A dla Was kochani, obdarowujących mnie nie tylko wyróżnieniami, ale i swoją bezcenną obecnością tutaj, proponuję spotkanie z Dikandą. Miałam przyjemność uczestniczyć w jej narodzinach i nadal dzielnie ją dopinguję:D 
                            

  A tu,  kochane chłopaki: dobra rada;) 




                                  I jeszcze znana melodia:)