czwartek, 28 lipca 2011

A niebo błękitne nade mną

Wypadło mi się z obiegu. Totalnie i z całym dobrodziejstwem inwentarza, tzn. telefon leży gdzieś w kącie i nawet nie wiem w którym, a kątów ci tutaj dostatek. Włosy nieprzystrzyżone, choć niektórzy twierdzą, że jest to wielce artystyczny i zachwycający nieład, a i miło z ich strony, że powtarzają to z takim zacięciem. Natomiast gdy zamykam oczy przed snem i widzę grzybki, kuraski dorodne meszkiem tulone, czy też prawdziwki malusie w rządku przede mną "kolejno odlicz", to...to już po mnie i obowiązkach przyziemnych moich... znaczy się konkretnie, że wypadło mi się z przetartych torów, ległam w trawie i błagam świat o zapomnienie. 

 "...oprócz błękitnego nieba
    nic mi dzisiaj nie potrzeba..."
                                     Marek Jackowski 






I tak ja tu się radośnie pokładam po glebie smyrana wszelakimi czynnikami atmosferycznymi, bądź nurzam się kontemplacyjnie w orzeźwiających strugach, a w równorzędnym blogowym świecie jakiśktoś niespodziewane serdeczności w moim kierunku śle, wzruszając mnie tym niezmiernie... Ten ktośjakiś to dwie niezwykłe, choć różniące się od siebie jak ogień i woda osóbki. Dwie cudne kobiety. 

Wodą tkliwą, aksamitną, w której refleksami tańczą skrzące się myśli  jest Lafle.

Ogień zaś, pasja... poryw szczery, szalony i nieokiełznany to... Czarna Lola.

I choć nie przepadam za wirtualnymi wojażami, to jednak muszę przyznać i pewnie zgodzicie się ze mną, że podróże owe są furtką, drzwiami do niezwykłych światów. Cieszę się, że dane mi jest je zwiedzać, poznawać i niejako zadomawiać się w nich...



Całym moim roztrzepanym jestestwem dziękuję Wam za owe serdeczności, tym bardziej, że takie niespodziewane... bo przeczytałam i padłam jak ta bidulka poniżej, z tą różnicą, że zachowałam komplet kończyn, w przeciwieństwie do denatki:)




I mam nadzieję, że świat się nie zawali i gradobicie mnie ominie jeśli troszkę, a właściwie eee... całkowicie pominę, przeskoczę, udam, zaplączę się i nie wypełnię tych tam takich różnych, wiecie... trza by przeczytać, pomyśleć, napisać o sobie, wyróżnić, powklejać, napisać, pomyśleć, powysyłać, pomyśleć kto lubi, a może nie lubi... po omacku jakby... pomyśleć, napisać...

A ja chcę Was wszystkich wyróżnić, bo uwielbiam do Was zaglądać. Wzruszać się, uśmiechać, zachwycać się jak dziecko. Rozpływać się w kolorach lub nurzać czerni, łapać od kogoś dobre myśli, zasmucić się z kimś innym... pomarzyć, zarazić się beztroską, wygłupić się ot tak :)

Nie sposób mi wybrać, wskazać gdzie, w którym świecie czuje się najlepiej...

A o sobie... piszę wciąż niedokończoną opowieść:) 





*

poniedziałek, 18 lipca 2011

Zagadka :)



Ciekawa jestem... kto  z Was najszybciej odgadnie co to jest???



ps. przewiduję nagrodę - niespodziewajkę ;)



*
  A tak na marginesie to...nie chcę być niekompletna!!!




,

czwartek, 14 lipca 2011

Zdejmijcie To ze mnie!


Jakąż  ulgę poczułam wczorajszego wieczoru, gdy z posennym przypływem świadomości odkryłam, że moje sponiewierane ciało nie ma już ochoty wyskakiwać z przyciasnej skóry, a kolacja ze skotłowanych wnętrzności. Cóż, na sam widok jakiejkolwiek pigułki robię się zielona, a to czego doświadczam w momencie, gdy zmuszona jestem je przyjmować porównać jedynie można do podróży w kosmos. Dlatego radośnie mi się zrobiło i lekko tu, na ziemi, a przepełniona pozytywnymi emocjami poczułam zbliżające się tsunami sił witalnych. Wyskoczyłam z łóżka, zakrzątnęłam się po pokoju jako ta roziskrzona Disneyowska Królewna Śnieżka od krasnoludków i złapana za nosek cudnym, kawowym aromatem (och, och... biedny, nieszczęśliwy, przygaszony Nosferatu zaparzył mi filiżaneczkę... och...mój dobry duszek wampirek) w radosnym pląsie spłynęłam po schodach wprost w objęcia rozświetlonej kuchni i kawowych zapachów. 


źródło



A tam... Oczom mym z lekka niedowierzającym ukazał się widok przecudnej, hipnotyzującej urody. Na stole, przyćmiewając swym ogromem małą filiżaneczkę, rozpanoszył się dostojny talerz pełen słodkości wszelakich, ułożonych w zgrabną rozetkę... i jako ten kwiat egzotyczny kusił widokiem i nęcił obietnicą rozkoszy. Rozejrzałam się, w kuchni żywej duszy, znaczy się Nosferatu podążył na rytualną, conocną przechadzkę, więc jak uszczknę nieco z rozetkowych obfitości, skubnę ino jednego, małego płatka to z pewnością się nie zorientuje, nie zauważy nawet. Od tygodnia mam szlaban na smakołyki. Od długiego tygodnia zaciskam mocno powieki otwierając szafkę z zapasami i na oślep macam w poszukiwaniu słoika z herbatą. Tak tylko skubnę sobie jak ptaszyna... kilka okruszków... 


źródło


...i już, już wyciągam dłoń po nugatowego wafelka, gdy nagle zapala się wielka, czerwona lampka, a przed oczami przelatują mi obrzydliwe, jątrzące się obrazy. Jak wiadomo dłuższa antybiotykoterapia przy nieodpowiedniej diecie skutkować może zagrzybieniem całego organizmu, a nic mnie tak nie przeraża jak choroby skóry i uzębienia. Natychmiast w mojej głowie niczym w małym, przytulnym kinie wyświetla się niesmaczny horror pod tytułem:"Zmasowany atak Kandydozy". Westchnęłam tylko na tą dobrze znaną mi projekcję, włączyłam "klatkę stop" i wyciągnęłam dłoń w stronę słodkościowego zatracenia.
-Ej...Jeden gryzek parchem Cię nie powlecze...-myślę sobie, a dłoń moja pewnie zmierza w wiadomą stronę. W tym samym momencie coś śmierdzącego spada mi na głowę i poczułam gepardzi skok wymierzony w moje plecy... jakieś cielsko uczepiło się i usilnie próbuje mnie obezwładnić. Pal licho wiszący mi na plecach ludzki worek, ale siatka która boleśnie wrzynała mi się w poliki, śmierdziała obrzydliwie. Z pewnością była okropnie zakurzona i brudna, czym natychmiast przelała czarę goryczy. Ryknęłam rykiem złowieszczym i ostrzegawczym, po czym zebrawszy wszystkie siły zrzuciłam napastnika z pleców i robiąc półobrót zaatakowałam na oślep i tym co miałam akuratnie pod ręką, czyli własnymi  pazurami. Nie wiem czego się uczepiłam, ale trzepałam jakbym miała do odświeżenia stuletni, latający dywan. Taki, który próbuje się bronić i czyni to w dosyć bolesny sposób, bo nadwyrężając mi cebulki na głowie. Szarpię do utraty sił, słyszę tylko wycie, jęki i nieznośne jazgotanie psa. Po dłuższej chwili orientuję się, że trzymam w zaciśnietych dłoniach... rajstopowe stopki. No takie rajstopki??? Puszczam to ścierwo i rozpaczliwie szukam jakiegoś sensu w całej tej sytuacji. Napastnik też łapie oddech i stając w lekkim rozkroku niefrasobliwie odsłania czułe miejsce. No tego mi tyko było trzeba!!! Nim zdążyłam pomyśleć, noga sama mi wystrzeliła jak z procy i gruchnęła prosto w krocze obłąkańca. Jak stał, tak padł, a ja wykorzystując sytuację złapałam za dyndające rajstopowe stopy i owinąwszy je sobie wokół dłoni ciągnąć poczęłam ze wszystkich sił, coby szybko obnażyć oblicze szaleńca (w międzyczasie doszłam do wniosku, że faktycznie TYLKO jakiś szaleniec zdecydowałby się na taki nietuzinkowy kamuflaż... szlaniec no i Lady Gaga, a jak wiadomo z wariatami nie ma żartów). Dopiero teraz zaczął się wić jak piskorz. Przydusiłam go nieco i ciągnę dalej jak tą rzepkę, a on macha tymi rękoma jakby chciał odlecieć, ulecieć na bezpieczną odległość...  
i niespodziewanie grzechotanie znajome zakuło mnie w uszy. Patrzę, a Tu Norbertowa bransoletka połyskuje na nadgarstku napastnika. No...!!! to dopiero TERAZ mi się zakotłowało, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo ktoś do drzwi wejściowych począł walić niecierpliwie. Puściłam piskorza  (zaraz się z nim policzę) i przygładzając rozentuzjazmowane całym zajściem włosy pobiegłam zobaczyć "kto tam". Za drzwiami stał zaprzyjaźniony ochroniarz i jak tylko go ujrzałam, wiedziałam, że muszę... no MUSZĘ zaciągnąć Go do kuchni, co by się na Norbercie natychmiast odegrać... Gość, gdy tylko zobaczył siedzącą na podłodze postać w rajstopkach na łbie, siatkę, rozrzucone klapki, z czego jeden leżał na stole, tuż obok przynętowego talerzyka... no i ciśniętą w kąt srebrną taśmę na krokodyla, zrobił minę osoby, która doznała natychmiastowego olśnienia. Jego zszokowane oczy krzyczały do mnie krótkim zdaniem:
-Aaaa... to TAK się zabawiacie!!!- i na nic były moje mgliste, perliste tłumaczenia. 
ON WIEDZIAŁ SWOJE!




Ps. Zdejmijcie ze mnie tego szalonego Nosferatu, dłużej jego głupawki nie zniosę!!!  



,

niedziela, 10 lipca 2011

Selekcja i... przetwory


Z Jaworskich wieści spieszę donieść, że nagle zaroiło się u nas od pokrytych kurzem , zmordowanych i bardzo skupionych na niezwykłym zadaniu osobników. 


źródło


Osobniki owe wyroiły się i dzielnie oblepiają obiekty do ćwiczeń, wieszają się  nad strumieniem na jakichś lianach, pławią się w moim ukochanym jeziorku i cykają pompki  na polance (Halince to mało oczy nie wyszły na ten, jakże niezrozumiały dla małego pieska widok). A już tak się cieszyłam, że i wojacy, i Adaś przestali kłaść się delikatnym cieniem na mój upragniony spokój:) Z tego wszystkiego wzięłam się za produkcję owocowych różności, które zamykam w słoiczki i buteleczki, więc może owo irytujące zaludnienie tylko wyjdzie mi na dobre :)









,

wtorek, 5 lipca 2011

Chińska Harmonia


W poprzednim wpisie deklarowałam opowieść o szukaniu Harmonii, a ponieważ już jej nałapałam, przywiozłam do domu i postawiłam na stoliku, to z góry uprzedzam, że będzie to długaśna, przynudnawa historia o... biedronce, a na domiar złego Azjatyckiej (ponoć zmutowanej przez poczciwego człowieka), więc będę szczerze zdziwiona jeśli choć jeden czytelnik wytrwa do końca;). Aaaale to chyba jedna z niewielu rzeczy jaką mogę zrobić dla dobra naszych rodzimych biedronek siedmiokropek (choć, szczerze mówiąc, nie mam nawet krzty nadziei, że im to w czymkolwiek pomoże).


Biedronka siedmiokropka, źródło

Owym zmutowanym złoczyńcą czyhającym na nasze  poczciwe, boże krówki jest:


focie Norbertowe,
ja nie mam cierpliwości do skrzydlatych modeli;)











To inwazyjny gatunek biedronki, który po wkroczeniu na nowe tereny zgrabnie i umiejętnie staje się najliczniejszym i dominującym (ponoć dość szybko przyczyniła się do wyniszczenia populacji biedronki dwukropki w Ameryce Północnej i zrobiła to w ekspresowym tempie.) No i co tu dużo gadać, od 2006 roku również i my mamy w naszej ślicznej Polsce nowy gatunek "chińskiej" biedronki, takiej co to źre jak opętana nie tylko mszyce, stawonogi i dojrzałe owoce, ale i  jaja, czy też larwy innych chrząszczy (np. tych nakrapianych "naszych"). W sumie to nie jej wina, że się zadomawia tam, gdzie jest jej dobrze. Inwazja nie jest zjawiskiem naturalnym, ino następstwem nieroztropnego zachowania człowieka, który by chronić swoje uprawy przed mszycami i innymi takimi, zaczął przenosić biedronkę poza rejony jej występowania. W dwa lata od pierwszych obserwacji Harmonia axyridis zdążyła zadomowić się w większej części naszego kraju, i świetnie się tu czuje, lubi tereny zurbanizowane, a jej ugryzienie (tak, ta zmora gryzie) może powodować alergię...

Tu została przez Norberta przyłapana na delektowaniu się  koleżanką


I tu zbliżam się właśnie do harmoniowego  monitoringu prowadzonego przez Centrum Badań Ekologicznych PAN, który ruszył w 2008 roku, a którego celem jest dokładna rejestracja rozprzestrzeniania się  owego osobnika u nas. Jakiś czas temu obfociłam takowego, obejrzałam, pokontemplowałam... i zapomniałam na pewien czas, będąc święcie przekonaną, że tu, w Bezduszu, gdzie bytują nawet raki szlachetne za nic w świecie nie znajdę najeźdźców a Azji. Myliłam się jednak, czego smutnym dowodem jest pełen słoik axyridisów formy succinea (najpopularniejszej):




łatwo je rozpoznać, bo są pomarańczowe bądź czerwone, w "rozlane" czarne plamy



  i dwa osobniki (kanibalka+ ta poniżej) formy spectabilis ( ładniutka, prawda?): 

albo w plamy czerwone na czarnym tle;)

Zastanawiałam się, czy monitoring jest nadal prowadzony, ale szybko dostałam odpowiedź, że "jak najbardziej", a wszelkie info możecie uzyskać na dole notki. Z pewnością niebawem przyjdzie mi się pożegnać z sympatyczną siedmiokropką i wspominać ją będę z rozrzewnieniem, ale cóż...tak to w przyrodzie zawładniętej przez ludzi bywa;) Jeszcze pokarzę jak Wam jak odróżnić Azjatkę od tej rodzimej, w momencie gdy są w formie larwy, zwanej pieszczotliwie krokodylkiem:


źródło zdjęcia


źródło zdjęcia

 i tabelka pomagająca odróżnić formy już dorosłe, ze stronki wspominanego wcześniej  Centrum Badań Ekologicznych PAN



i info dotyczące monitoringu, które znalazłam TUTAJ

"Zwracamy się z prośbą do wszystkich, którzy już spotkali lub w przyszłości zaobserwują bądź odłowią H. axyridis na terenie naszego kraju, o poinformowanie nas o tym i, o ile to możliwe, przesłanie okazów dowodowych lub zdjęć cyfrowych biedronek wraz z następującymi danymi:

data obserwacji
dokładne położenie stanowiska (miejscowość lub współrzędne geograficzne)
środowisko (np. pole kukurydzy, park miejski, bór sosnowy, na ścianie budynku, w mieszkaniu)
roślina, na której stwierdzono biedronkę (jeśli obserwator nie zna nazwy rośliny, prosimy podać, czy jest to roślina zielna, krzew, drzewo liściaste czy drzewo iglaste)
przybliżona liczba stwierdzonych biedronek (pojedynczy osobnik czy większa ich liczba)
stwierdzone stadia rozwojowe (dorosłe chrząszcze, larwy, poczwarki)
sposób stwierdzenia (np. obserwacja, złowienie w czerpak entomologiczny, odłowienie na światło)
o ile będzie to możliwe, prosimy również o podanie, jakimi mszycami lub innym pokarmem odżywiały się zaobserwowane biedronki
Jeśli osoba przysyłająca nam okazy biedronek będzie życzyła sobie je odzyskać, odeślemy je z powrotem po obejrzeniu.

Informacje prosimy przesyłać:
na adres e-mailowy: harmonia@cbe.internetdsl.pl

lub pocztą tradycyjną:

Piotr Ceryngier
Centrum Badań Ekologicznych PAN
Dziekanów Leśnyul. M. Konopnickiej 1
05-092 Łomianki"

UFFF... 

Na koniec dementuje plotkę, że jakoby biedronki robią to tak:




One robią to na... "pasówkę", bo wyposażone są w swoisty zamek;) tzn. samiec biedronki ma odpowiedni kluczyk do samicy , ale tylko tej ze swojego gatunku, co zapobiega powstawaniu hybryd i innych dziwactw. Niezwykłe, prawda???

A tych wszystkich co dobrnęli do tego miejsca proszę o wybaczenie... długość tego wpisu powaliła mnie na łopatki. Gwoli wyjaśnienia  powiem, że mogłabym klikać noc całą, bo nie wiem w co się wsadzić i gdzie się podziać. Mam takiego nerwa, bo od kilku lat próbuję uporać się z przewlekłą boreliozą, a tu znów chlasnęła mnie nimfa i wylazł mi wstrętny rumień, no jak z podręcznika. Jutro będę u lekarza, ale noc jak nic mam z głowy... ech... poczytam sobie co u Was:)



piątek, 1 lipca 2011

Fajna Babka

Przedstawiam Wam fajną babkę, pstrykniętą tuż przed tym jak Zły Król odebrał mi aparat mówiąc:
-Jak go w końcu wyczyścisz, to będziesz mogła z nim latać!!!
Mam nadzieję, że z lapkiem nie będzie tak samo, a Król Ów okaże swoje łaskawsze oblicze... i mam nadzieję również, że w najbliższym czasie uda mi się nałapać Harmonii i Wam ją opisać, tymczasem... Bywajcie i bawcie się weekendowo;)















,