sobota, 30 czerwca 2012

Potwory zamieszkały w moim ogrodzie

Oj, dawnom nic nie naskrobała, choć opowiadać by można wiele... 

O spodziewanych i niespodziewanych gościach chociażby: tych zapędzonych do zbierania kwiatów na syrop i tych, co wyrwanym dla siebie z gardzieli systemu wolnym piątkiem ("...miałem tylko jedno marzenie,  żebyście dziś byli w Bezduszu...") uświadamiają mi, żem jednak jest tą szczęściarą niebywałą. Właśnie dlatego, że stać mnie jest rzucić na wiatr kilka chwil poświęconych na wiązanie pomidorów do tyczek  przy pomocy kraciastych kokardek, chociaż absolutnie nie stać mnie na dom nad rozlewiskiem... 

O całonocnych rozmowach przy ognisku. Na ten przykład o pewnym blogerze (Dave Bruno), który chcąc zaprotestować przeciwko wściekle postępującemu konsumpcjonizmowi postanowił żyć przez rok będąc w posiadaniu tylko stu rzeczy. Z pewnością się nie spodziewał, że akcja  „100 Things Challenge” porwie całe rzesze minimalistów, ale mniejsza o to... temat rzeka :)

No i o przetworach miało być, bo jakżeby inaczej, chciałam wrzucić kilka przepisów, bo już czarny bez przekwita, a lipy właśnie się otwierają... Może akuratnie to zaserwuję Wam na dniach, jak tylko złapię oddech między jedną a drugą, cudną burzą :)

A teraz zaszyłam się w pokoju, w którym panuje przyjemny chłód. Nie w poszukiwaniu orzeźwienia, zwyczajnie tutaj się "dobrze duma, porządkuje i nieistnieje". Zaczęłam sobie radosnie układać w wybebeszonych folderach ze zdjęciami. Układać to może zbyt szumnie powiedziane, mając na uwadze fakt, że przy każdej focie kwiatka spędzałam całe długaśne minuty lampiąc się weń jak ciele w malowane wrota.

 No i tym samym odkryłam, że w moim ogrodzie zamieszkały różniaste potwory



Niektóre za sobą nie przepadają


a niektóre wręcz przeciwnie :)

Niektóre straszą trupią głową w goglach i Asterixowym hełmie, hehe, ciekawe jak to moje postrzeganie poniższego kwiatostwora ma się do testu Rorschacha ? ;D 

A jeszcze inne (takie patyczaki, czyli gąsieniczki rączyka leszczyniaka
tańczą namiętne tango na stole 




Czego i Wam z całego serducha życzę w tę sobotnią, gorącą noc :DDD


piątek, 15 czerwca 2012

Hilda i jezioro


No muszę się z Wami podzielić nowoupolowaną Hildą



i przysięgam, mi także się wydaje, że świetnie skaczę na główkę :)))


*

wtorek, 12 czerwca 2012

Uspokajające napary i dalej w akacjowym temacie

Ostatnio skończyłam na tym, że skubać poczęłam te nieszczęsne, akacjowe grona kwieciste. Niegdyś zajmowało mi to niezmiernie dużo czasu, więc wiedziona doświadczeniem poczyniłam spory zapas czarnej herbaty i równie czarnej muzyki. O dziwo rwanie migło smigło mi tak sprawnie, że zaczęłam podejrzewać o pomoc jakowąś gromadkę Ubożąt czy też Domowików, i to całkiem sporą, bo i w piecu ładnie drwa trzaskały, i kuchnia sama się ogarnęła, a i wiaderka świeżą wodą naszły zupełnie niepostrzeżenie. Nie wiedziałam do którego domowego zakamarka mam się uśmiechać w podziękowaniu, więc systematycznie szczerzyłam się dookoła, chyba dość skutecznie, bo i dziś wszystko samo się działo jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki :)

Domowik zilustrowany przez Borisa Zabirokhina

Ale jak zwykle nie o tym chciałam, a przecież o tej akacji. Uściślając- właściwie ta akacja wcale akacją nie jest, tak się utarło, przezwyczaiło i niech tak tutaj sobie zostanie. Akacje to te roślinki, co to je na sawannie żyrafy i antylopy z liści systematycznie ograbiają, zgrabnie prześlizgując się jęzorem pomiędzy kolcami. Natomiast drzewo, z którego z takim zapałem rwałam kwiecie to robinia akacjowa, grochodrzew biały, bądź akacjowaty, jak kto woli. Piszę, gdyż ostatnio wywiązała się dość zabawna wymiana zdań, zaraz po tym, gdy palnęłam sobie (nieważne gdzie) coś o mleczyku, więc z góry i przezornie uściślam, choć i tak  akacją nadal zwać będę. O i już ! 

  
Akacja, a właściwie to tylko jej kwiaty, jest drzewem bardzo pożądanym w ziołolecznictwie, i warto docenić jej właściwości kojące i uspokajające.  Napar z kwiecia zalecany jest na ten przykład na kamicę, gdyż ma działanie przeciwskurczowe i żółciopędne. Działa przeciwgorączkowo, moczopędnie i jest z powodzeniem stosowany w stanach zapalnych nerek i dróg moczowych,a także pomocny przy uszkodzeniu nerek w wyniku zakażenia bakteryjnego czy też zatrucia toksynami. Pomaga zlikwidować obrzęki powstałe w wyniku niewydolności krążenia, no i oczywiście, co mnie najbardziej cieszy dlatego podkreślam- us-po-ka-ja... a wszystkich chętnych do uspokajania za drobną opłatą, już wysyłam do kierownika kolejki, ma piękne pismo i jest bardziej rozgarnięty ode mnie...
Podsumowując, miło jest spędzić odrobinę czasu czując pod plecami bruzdowatą, spękaną korę i oddychając słodką wonią... i zawsze kusi mnie, by zatrzymać te chwile na dłużej, w jakikolwiek sposób. Jeśli brak mi czasu, to tylko suszę kwiaty i zamykam w słojach, jeśli mam go odrobinę więcej, robię gęsty syrop i to własnie do niego należy uskubać samiusie białe płatki i pręciki z pyłkiem. Natomiast jeśli czasu mam w bród, co mi się jeszcze nie zdarzyło, można zrobić pyszną nalewkę akacjową, albo utrzeć płatki z miodem, lub cukrem i tym sposobem stać się absolutnym mistrzem nadziewanych wypieków, zwłaszcza pączków. Nadzienie to ma niewypowiedziany, miodowo-zielony, łagodny smak i jeśli w przyszłym roku będę dysponować czasem i akacją, to z pewnością się z Wami podzielę przepisem krok po kroku :)


A tymczasem foto- przepis na syrop akacjowy... 
Potrzebna cytryna,



kilo cukru, litr wody...
 i uskubane płatki- ile tylko się da :)


Oczyszczone kwiatki (wcześniej umyte i odrobaczkowane) wrzucamy do słoja, gotujemy syrop z wody i cukru, gdy przestygnie odrobinkę dodajemy sok z cytryny i wciąż gorącym zalewamy kwiatki, odstawiamy na dzień lub dwa w chłodne, ciemne miejsce...


potem przecedzamy, wyciskamy przez gazę do ostatniej kropelki, odparowujemy nieco i gorący wlewamy do wyparzonych słoiczków (jak ktoś chce, można zapasteryzować). Słoiczki otulamy kocykiem, niech stygną w spokoju i... gotowe :) Tym samym zasłużyliśmy na spróbowanie naszego słodkiego syropu w herbatce...


SMACZNEGO I NA ZDROWIE :)



*
Ps. tworem ubocznym są takie oto śliczne łupinki, no nie mam (jeszcze) pomysłu jak je wykorzystać :) 


Pozdrawiam Was ciepło i absolutnie akacjowo...

*

niedziela, 10 czerwca 2012

Robinia akacjowa przekwita, czyli Sydonia skacze po drzewie


Calusi dzień przesiewałam przez palce bialutkie grona robinii akacjowej. Zaczęło się od kolejnej próby wybadania, czy aby kwiaty lip się już pootwierały. Nie, nie pootwierały się, ale za to naocznie uświadomiłam sobie, że moje starowinki robiniowe właśnie przekwitają definitywnie i nieodwracalnie... Oj pachną wieczorami cudnomiodnie, wabią dzikie pszczoły i inne bzykadła z calutkiej okolicy. A teraz najwyższa pora zamknąć odrobinę tegoż cudnego aromatu w malutkich buteleczkach, większych słojach i gdzie się tylko da. Wiadomo kwiaty zdrowe, przeciwkaszlowe i w ogóle. Można suszyć, ucierać, wyciskać, syrop wyciągać, nalewki robić, zapiekać, do ciasta sypać... No nic tylko rwać!


W jednej ręce krzesełko, w drugiej koszyki gigany, na szyi sznurek z aparatem i dalejże z zapałem szarpać, zbierać i układać... Tak więc rano rwałam wsłuchując się z zachwytem w bzyczące owadami drzewa, odpoczywając wśród łanów pokrzywy i co rusz strząsając z włosów białe płatki i  jakieś podejrzane, szare, sekate patyczki, które niespodziewane robiły się niezwykle ruchliwe. Potem przeganiałam czarne robaczki rozkładając kwiaty na prześcieradle, takim, co to wściekle białe i w słońcu boleśnie kuło po oczach. Potem mycie i suszenie- studzienna woda lodowata i można sobie pomagać krzykiem wysokim, niskim, krótkim czy ojjojowatym, jak kto chce. Potem najładniejsze kwiatki na patelnię, na olej rozgrzany, wpierwej łapane za ogonki i w cieście maczane, a jakby kto chciał spróbować, to przepis poniżej. 


A jeszcze potem, gdy już na talerzykach zostają zgrabne ułożone stosiki akacjowych ogonków, a pomruki zadowolenia uczepione kuchennej firanki dyndają sobie jak złote, szklane bombki na roziskrzonej choince, wtedy to właśnie można przystąpić do skubania kwiatków... a o tymże skubaniu, po co, na co i dlaczego to opowiem Wam... potem oczywiście :)




Przepis na "kwiaty akacji" (robinii akacjowej)
 maczane i smażone w chrupiącym cieście 


Na ciasto zgrabnie wybełtać: 
*2 jaja, 
*pół szklanki mleka tłustego 
*ćwierć wody, 
*szczypta soli i łyżka cukru, 
*szklanka mąki i trochę, tak z łyżkę tej ziemiaczanej. 
Trzymając za ogonki dokładnie nurzać w cieście całe grona kwiatowe, wcześniej umyte i wysuszone, zrobić kwiatkom karuzelę wokół własnej osi by nadmiar ciasta wytrząchnąć i  ziiuuu na patelnię, na talerze i wprost do gardeł- na gorąco. 
Smacznego :) 


 


*

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Koko Euro Spoko i Entliczek Pętliczek


Tytuł posta doskonale ilustruje mój stosunek do nadchodzącego szaleństwa :)

Czyli jeśli ktoś strzeli gola, to po uprzednim upewnieniu się, zerkając na współoglądających, czy to aby radosna jest wieść, zakrzyknę słowami piosenki: "Brawo ten Pan!!!" :D
Niemniej pozdrawiam wszystkich euroopętanych i to właśnie im dedykuję oba utwory, życząc jednak tegoż szampana :D





"Czy szampana, czy nerwosan
 Pić będziemy - okaże się."

*

Ps. linki wklejam po omacku, nawet nie wiem, czy faktycznie jest tam akuratnie to co chciałam. Jakby były tam jakoweś porażające treści, proszę, dajcie mi natychmiast znać  :)

*

sobota, 2 czerwca 2012

Makatka nad łóżkiem

Chciałam jeszcze coś Wam "powiedzieć" w nawiązaniu do dzieci, ale po przejściach dnia wczorajszego padłam obolałymi polikami w poduchy i (jak to mawia Norbert) niepostrzeżenie znalazłam się offline. Ponoć takie zachowania bywają niebezpieczne- pewna znajoma, której również dane było tak odlecieć ze zmęczenia (chwilę po tym, jak okazało się, że jednak może odetchnąć i przestać gwałtownie siwieć) obudziła się nad ranem i pożarła całe opakowanie Ptasiego Mleczka Wedla o smaku waniliowym, razem z plastikową przekładką oddzielającą warstwy. Podpuszczana dopowiada, że papierowego pudełka nawet nie skubnęła, że należy na to mleczko uważać,  i że już do końca życia będzie zamykać przed snem szafki na klucz, a klucz wędrować będzie do teściowej w depozyt ;)

O dzieciach napiszę jakośkiedyś, a tymczasem pozostawiam Was z gromadką rumianych, różnorodnych twarzyczek. Troszeczkę dlatego, że znowu znikam i nie wiem jak z blogowaniem będzie, a bardzo chcę o tych moich zgryzach stomatologicznych szybko zapomnieć... No i troszeczkę dlatego, że w Bezduszu znalazłam za szafą kolejną pocztówkę z wizerunkiem dziecka namalowanego przez Panią Danutę Muszyńską-Zamorską. Pocztówki te były niegdyś bardzo popularne (właśnie, właśnie- wraz z tymi dźwiękowymi) i bardzo dobrze pamiętam te wszystkie wielkookie twarzyczki, zerkające na mnie ze słomianej makatki wiszącej nad łóżkiem. Wtedy przyszło mi zarówno kończyć, jak i zaczynać dzień od niezwykłego wymieniania się spojrzeniami , a teraz cudnie było, przy pomocy pocztówki, przenieść się na chwilę do tamtych czasów...


obie autorstwa Pani Muszyńskiej -Zamorskiej

William Bouguereau

Heinrich Hirt

Charles Joshua Chaplin

Danuta Franczak

Xu Fang

Albert Edelfelt

Karina Kiel

Magda Burdzyńska


*