poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Owoce lata, czyli co zrodziło Bezdusze 2011

Tak tak, Bezdusze i jego niezwykła aura daje nam nie tylko zdjęcioweprzyjacielskie, czy też słodkie  owoce... 
Zeszłego lata, wyjątkowo zaludnione Bezdusze zrodziło, (przy oczywistym udziale mojego brata i jego drugiej, zdecydowanie piękniejszej połowy) takie oto dorodne i rumiane jabłuszko, które przyszło na świat dokładnie 48 godzin temu :)




I tak oto niniejszym premierowo i nieco przedwcześnie (o jakieś 3 tygodnie) zostałam dumną ciocią :) Jestem oszołomiona!
Jabłuszko o wdzięcznym, silnym imieniu odziedziczyło po mnie skłonność do nocnego rozrabiania, a co za tym idzie również spanie do późnych godzin porannych...jak i  donośny, dźwięczny głos, który to używany jest z nieukrywanym entuzjazmem jako broń wszelaka...

A ja? a ja trwam w nieustającym zachwycie nad życiem, wiosną i małym, bezbronnym człowiekiem i nie jestem w stanie sklecić ani jednego, w miarę sensownego zdania więcej :)  Och...



***
Wirtualnie możecie poczuć się solidnie wyściskani w porywie radości

***
Och!!!

*

czwartek, 19 kwietnia 2012

Zahipnotyzowana

Aaaa...no tak, miało być o tym, że przeciętnie trzy razy na godzinę coś mnie zachwyca, a ta cała mnogość achów ochów nieco utrudnia Sydoniowe funkcjonowanie, bowiem zachwyty mają w pakiecie kilka niedogodności takich jak:
-niebezpieczne długie zawieszenie pomiędzy wdechem a wydechem, 
-wyraz twarzy który wzbudza powszechne zatroskanie zwieńczone z słowami: "o matko, dobrze się Pani czuje?"
- olbrzymią stratę czasu: nie, nieeee...ja się nie zachwycę i pójdę sobie spokojnie dalej, celebrując swój doniosły stan umysłu w towarzystwie jakiejś dodatkowej czynności, najlepiej wielce pożytecznej... Co to to nie. Ja się zachwycę i jestem już stracona dla bliskich, dalszych i ogólnie świata, tym bardziej, że pochłaniają mnie rzeczy zwykłe i na wyciągnięcie ręki, a takich przecież cała mnogość dookoła nas...









*


niedziela, 15 kwietnia 2012

Skrzydlate szczęście

Do mojej sakiewki pełnej szczęść zupełnie niedawno dołączyło kolejne, przecudnej urody skrzydlate i kolorowe. Wygrałam je w Candy u Zosi i aż nie mogłam uwierzyć, że trafi akuratnie do mnie... 
W towarzystwie łaciatego szczęścia, szczęścia pluszowego i jeszcze jednego, o którym nie będę się rozpisywała, bo mi miejsca i życia zabraknie... tak więc w tym doborowym, sympatycznym towarzystwie umila mi bytność domową rodząc śliczne, barwne plamy. Co więcej, ich niestrudzoną wędrówką po pokoju odmierza mi płynący czas uciekającego dnia, czyli przyjemne z pożytecznym :)
Zdarzyło mu się również wyfrunąć z moich czterech ścian, by "zaistnieć" w nieco odmiennej i symbolicznej scenografii ;)



Chciałabym podziękować Zosi za tak piękny podarunek, który wyczarowała własnymi rękoma. Jest mi niezmiernie miło, że patrzę sobie na coś, co poczyniła wrażliwa, ciepła i niezwykle utalentowana osoba. Śniły mi się dziś cudnie kolorowe pola i pierwsze co mi przyszło na myśl, gdy stopą poszukiwałam kapcia-dezertera, to były właśnie Zosine obrazy przedstawiające Kociewskie pejzaże... Bardzo je lubię.



A tak w ogóle, to u  Zosi mieszkają Anioły, ptaszki, witrażowe twory, potwory i moc, moc kolorów... gorąco polecam odwiedzenie Jej bloga, albo fan pejdża.




Moje ptaszki, łapane obiektywem nie są tak kolorowe jak Zosine...


ale pocieszam się myślą, że to PRAWIE jak u jednego z moich ulubionych ilustratorów :) 

Józef Wilkoń Zima

Zosi, Wam i innym moim uszczęśliwiaczom
dedykuję pewną myśl (Alberta Schweitzera), że...
 „Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, jeśli się ją dzieli" 

Ot co! :D





*

środa, 11 kwietnia 2012

Plackiem na kamieniu

Święta święta po mojemu, czyli było (zapowiadane już wcześniej) fiołkobranie...









...i plackodumanie na kamieniu. Jak już gdzieś wspominałam, jestem w trakcie opracowywania planu przyciągnięcia owego "kamyczka" do ogródka, albo i nawet jeszcze dalej, bo do Jaworza. Kamień jest niezwykle przyjazny, nie gniecie, nie ziębi, nie przegania ino utula opiekuńczo i miło. Słowem, nic tylko go sobie przywłaszczyć, by móc się nim cieszyć kiedy tylko zmęczona dusza zapragnie :) 



Święta bez telefonu i internetu, obfitujące w dostatek jasnych, nicniemuszących, przyjemnych godzinek... nawet kotom lumpikom przyszło się cieszyć tym czasem i jego obfitościami, i drapnąć małe, rybie conieco :D





Nie zdążyłam złożyć świątecznych życzeń, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by poświątecznie życzyć Wam:

 mnóstwa słońca, wiosny w sercach i spokoju w umysłach. 
Wszystkiego co radosne i mające moc uszczęśliwiania. 
Wesołych poświąt kochani :)))



Ps. uważajcie na kleszcze, mnie już zmory poczęły namiętnie napastować :)))



*