W poprzednim wpisie deklarowałam opowieść o szukaniu Harmonii, a ponieważ już jej nałapałam, przywiozłam do domu i postawiłam na stoliku, to z góry uprzedzam, że będzie to długaśna, przynudnawa historia o... biedronce, a na domiar złego Azjatyckiej (ponoć zmutowanej przez poczciwego człowieka), więc będę szczerze zdziwiona jeśli choć jeden czytelnik wytrwa do końca;). Aaaale to chyba jedna z niewielu rzeczy jaką mogę zrobić dla dobra naszych rodzimych biedronek siedmiokropek (choć, szczerze mówiąc, nie mam nawet krzty nadziei, że im to w czymkolwiek pomoże).
Biedronka siedmiokropka, źródło |
Owym zmutowanym złoczyńcą czyhającym na nasze poczciwe, boże krówki jest:
focie Norbertowe, ja nie mam cierpliwości do skrzydlatych modeli;) |
To inwazyjny gatunek biedronki, który po wkroczeniu na nowe tereny zgrabnie i umiejętnie staje się najliczniejszym i dominującym (ponoć dość szybko przyczyniła się do wyniszczenia populacji biedronki dwukropki w Ameryce Północnej i zrobiła to w ekspresowym tempie.) No i co tu dużo gadać, od 2006 roku również i my mamy w naszej ślicznej Polsce nowy gatunek "chińskiej" biedronki, takiej co to źre jak opętana nie tylko mszyce, stawonogi i dojrzałe owoce, ale i jaja, czy też larwy innych chrząszczy (np. tych nakrapianych "naszych"). W sumie to nie jej wina, że się zadomawia tam, gdzie jest jej dobrze. Inwazja nie jest zjawiskiem naturalnym, ino następstwem nieroztropnego zachowania człowieka, który by chronić swoje uprawy przed mszycami i innymi takimi, zaczął przenosić biedronkę poza rejony jej występowania. W dwa lata od pierwszych obserwacji Harmonia axyridis zdążyła zadomowić się w większej części naszego kraju, i świetnie się tu czuje, lubi tereny zurbanizowane, a jej ugryzienie (tak, ta zmora gryzie) może powodować alergię...
I tu zbliżam się właśnie do harmoniowego monitoringu prowadzonego przez Centrum Badań Ekologicznych PAN, który ruszył w 2008 roku, a którego celem jest dokładna rejestracja rozprzestrzeniania się owego osobnika u nas. Jakiś czas temu obfociłam takowego, obejrzałam, pokontemplowałam... i zapomniałam na pewien czas, będąc święcie przekonaną, że tu, w Bezduszu, gdzie bytują nawet raki szlachetne za nic w świecie nie znajdę najeźdźców a Azji. Myliłam się jednak, czego smutnym dowodem jest pełen słoik axyridisów formy succinea (najpopularniejszej):
i dwa osobniki (kanibalka+ ta poniżej) formy spectabilis ( ładniutka, prawda?):
albo w plamy czerwone na czarnym tle;) |
Zastanawiałam się, czy monitoring jest nadal prowadzony, ale szybko dostałam odpowiedź, że "jak najbardziej", a wszelkie info możecie uzyskać na dole notki. Z pewnością niebawem przyjdzie mi się pożegnać z sympatyczną siedmiokropką i wspominać ją będę z rozrzewnieniem, ale cóż...tak to w przyrodzie zawładniętej przez ludzi bywa;) Jeszcze pokarzę jak Wam jak odróżnić Azjatkę od tej rodzimej, w momencie gdy są w formie larwy, zwanej pieszczotliwie krokodylkiem:
"Zwracamy się z prośbą do wszystkich, którzy już spotkali lub w przyszłości zaobserwują bądź odłowią H. axyridis na terenie naszego kraju, o poinformowanie nas o tym i, o ile to możliwe, przesłanie okazów dowodowych lub zdjęć cyfrowych biedronek wraz z następującymi danymi:
data obserwacji
dokładne położenie stanowiska (miejscowość lub współrzędne geograficzne)
środowisko (np. pole kukurydzy, park miejski, bór sosnowy, na ścianie budynku, w mieszkaniu)
roślina, na której stwierdzono biedronkę (jeśli obserwator nie zna nazwy rośliny, prosimy podać, czy jest to roślina zielna, krzew, drzewo liściaste czy drzewo iglaste)
przybliżona liczba stwierdzonych biedronek (pojedynczy osobnik czy większa ich liczba)
stwierdzone stadia rozwojowe (dorosłe chrząszcze, larwy, poczwarki)
sposób stwierdzenia (np. obserwacja, złowienie w czerpak entomologiczny, odłowienie na światło)
o ile będzie to możliwe, prosimy również o podanie, jakimi mszycami lub innym pokarmem odżywiały się zaobserwowane biedronki
Jeśli osoba przysyłająca nam okazy biedronek będzie życzyła sobie je odzyskać, odeślemy je z powrotem po obejrzeniu.
Informacje prosimy przesyłać:
na adres e-mailowy: harmonia@cbe.internetdsl.pl
lub pocztą tradycyjną:
Piotr Ceryngier
Centrum Badań Ekologicznych PAN
Dziekanów Leśnyul. M. Konopnickiej 1
05-092 Łomianki"
źródło zdjęcia |
źródło zdjęcia |
i tabelka pomagająca odróżnić formy już dorosłe, ze stronki wspominanego wcześniej Centrum Badań Ekologicznych PAN
i info dotyczące monitoringu, które znalazłam TUTAJ
"Zwracamy się z prośbą do wszystkich, którzy już spotkali lub w przyszłości zaobserwują bądź odłowią H. axyridis na terenie naszego kraju, o poinformowanie nas o tym i, o ile to możliwe, przesłanie okazów dowodowych lub zdjęć cyfrowych biedronek wraz z następującymi danymi:
data obserwacji
dokładne położenie stanowiska (miejscowość lub współrzędne geograficzne)
środowisko (np. pole kukurydzy, park miejski, bór sosnowy, na ścianie budynku, w mieszkaniu)
roślina, na której stwierdzono biedronkę (jeśli obserwator nie zna nazwy rośliny, prosimy podać, czy jest to roślina zielna, krzew, drzewo liściaste czy drzewo iglaste)
przybliżona liczba stwierdzonych biedronek (pojedynczy osobnik czy większa ich liczba)
stwierdzone stadia rozwojowe (dorosłe chrząszcze, larwy, poczwarki)
sposób stwierdzenia (np. obserwacja, złowienie w czerpak entomologiczny, odłowienie na światło)
o ile będzie to możliwe, prosimy również o podanie, jakimi mszycami lub innym pokarmem odżywiały się zaobserwowane biedronki
Jeśli osoba przysyłająca nam okazy biedronek będzie życzyła sobie je odzyskać, odeślemy je z powrotem po obejrzeniu.
Informacje prosimy przesyłać:
na adres e-mailowy: harmonia@cbe.internetdsl.pl
lub pocztą tradycyjną:
Piotr Ceryngier
Centrum Badań Ekologicznych PAN
Dziekanów Leśnyul. M. Konopnickiej 1
05-092 Łomianki"
UFFF...
Na koniec dementuje plotkę, że jakoby biedronki robią to tak:
One robią to na... "pasówkę", bo wyposażone są w swoisty zamek;) tzn. samiec biedronki ma odpowiedni kluczyk do samicy , ale tylko tej ze swojego gatunku, co zapobiega powstawaniu hybryd i innych dziwactw. Niezwykłe, prawda???
A tych wszystkich co dobrnęli do tego miejsca proszę o wybaczenie... długość tego wpisu powaliła mnie na łopatki. Gwoli wyjaśnienia powiem, że mogłabym klikać noc całą, bo nie wiem w co się wsadzić i gdzie się podziać. Mam takiego nerwa, bo od kilku lat próbuję uporać się z przewlekłą boreliozą, a tu znów chlasnęła mnie nimfa i wylazł mi wstrętny rumień, no jak z podręcznika. Jutro będę u lekarza, ale noc jak nic mam z głowy... ech... poczytam sobie co u Was:)
,
Czy te fale chińszczyzny przestaną nas wreszcie zalewać...? Nasze biedronki są takie ładne, a te paskudy je zjadają... Ugh...
OdpowiedzUsuńTe cholery Cię naprawdę lubią, a mogłyby sobie dać spokój. Trzymaj się ciepło, dbaj o siebie i nie daj się. Uściski.
*Czekoladko
OdpowiedzUsuńWyobrażasz sobie, że zaraz jak pojechałaś te Azjatki zaczęły pojawiać się dosłownie wszędzie... mam calutki słoik;)
Co do nimfy... to właśnie wyszło mi od tej, co to tak się denerwowałam... kurcze, jakiego trzeba mieć pecha, by trafić na kolejnego zarażonego kleszcza... a ja już dosłownie rzygam na samą myśl o lekach... lekarka to jutro ręce załamie jak to zobaczy;) a i mi jest niewesoło...
zobaczymy... dziękuję za uściski, przydadzą się:)))
A to paskudy, żeby się tak rozprzestrzenić i nam biedronki pożerać. No to sporo ich się tam znalazło... :(
OdpowiedzUsuńKleszcza znacznie łatwiej przecież dojrzeć niż nimfę, bo z tymi ostatnimi to normalnie rosyjska ruletka, a czasem się przecież nie wie nawet, że ta nimfa użarła... bo jak wyjdzie to ugryzienie można pomylić z ukąszeniem czegokolwiek... Jakiś skuteczny środek by się przydał na ich odstraszanie. Mam nadzieję, że pani doktor Ci pomoże, leki pomogą i że Ci się nie pogorszy :)
Sydoniu a czy ta lekarka po leczeniu antybiotykiem (tetracykliną najpewniej) zaleca Ci badanie immunoglobuliny czy jej poziom znowu nie rośnie? To może oznaczać, że bakterie boreliozy przeżyły i dlatego tak te kleszcze na Ciebie działają...
OdpowiedzUsuńA te biedronki z Polski to nawet takie bardziej czerwone, patriotyczne... i jedne z nielicznych owadowych stworzeń, które toleruje... szkoda by było...
Zdrowia dużo:)
*Czekoladko
OdpowiedzUsuńoch... jak ja bym chętnie taki środek odstraszający zastosowała...
doktor jest fantastyczna, z niejednej opresji mnie wyciągała;)))
*Czarna
OdpowiedzUsuńTylko trochę mi się w głowie uspokoi odpiszę na wiadomość;))) kochana jesteś, w górach jeszcze nas nie było;DDDDD
Co do leczenia, wiem, że dostaję raz na jakiś czas cefalosporyny 3 generacji (dożylnie, w szpitalu po 3 tyg. potem jeszcze dwa w domu..., do tego dowalam doxy, grunt, że neurologiczne cyrki udaje się opanować;))) Jestem pod stałą opieką i robię wszystko co tylko powie "moja" lekarka... Już trochę się mną opiekuje, a ja się nie wtranżalam w leczenie, bo jak zaczęłam wyczytywać w necie różne historie to się normalnie pochorowałam i miałam ochotę wziąć białe prześcieradło i czołgać się w stronę cmentarza;)))
Ale mniejsza o to, nie od wczoraj choruję i nie tylko na borelkę;) ale nie przepadam za "tymi" tematami;D
A co do biedronek, oj szkoda, trącą taką nostalgiczną nutką;))) i są takie... siedmiokropkowe;)
3 generacja to już powaga - to tym bardziej zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia, a w górach klimat fajny i dotlenić się można, pooddychać pełną piersią...
OdpowiedzUsuńNo nie wspomnę o plenerach... ;)))
To co już tylko dwukropki zostaną, czy te skośnookie też je zeżrą??
Boże to ja sobie teraz pomyślałam, że plagę azjatycką do domu sprowadziłam w postaci japońskiego psa!!! I co teraz będzie??:P
*Czarna
OdpowiedzUsuńta 3 generacja to chyba przez "głowę";DDDD, ale kurcze, nie mam pojęcia, wiem ino, że podwójne doxy mogę łykać jak witaminki nawet przez pół roku, a poziom rośnie i rośnie;)))
no kosmitka normalnie;)
ja albo ten kleszcz;DDD
A życzenia łapię, tego nigdy za wiele;)
Strasznie mnie ucieszyłaś zaproszeniem, nawet nie wiesz jak bardzo, bardzo;)
Mieszkałam kiedyś w Krakowie, ale nie wyskoczyłam w góry, jakoś się... boję podświadomie...miło będzie to skonfrontować;) jak chcesz mogę przywieść bojler (przezorny zawsze...);D
Dwukropki poszły na pierwszy ogień, jako, że są mniejsze;(
Jakiego masz psa???te samurajskie nie inwazjują;D spokojnie;)
*Czarna
OdpowiedzUsuńHokkaido???
ale misiak;) cuuudny;D
Wiesz, ja jeśli leki i genezę chorób to chłonęłam wszystkie książki na potęgę. Patofizjologie Horsta to 2 razy przeczytałam, bo mi się podobała (...tak uchodziłam za dziwoląga...), ale mi przeszło, wypaliłam się i do zawodu nie wrócę... ale to długo można by pisać... jeszcze coś w głowie zostało i czasami się przydaje...
OdpowiedzUsuńJa kocham góry i chyba nie mogłabym mieszkać na płasko:) Z pokoju i kuchni mam widok od Szrenicy po Śnieżkę i uzależniłam się trochę od niego... Ja daje radę chodzić (migrena przy zmianie ciśnienia i malutka arytmia), więc każdy da:))))
Zameldować też pragnę, że tato, czyli pogotowie naprawcze, z moją pomocą nowy bojler zamontował:D
A psy to mam 2 i kota:) Na blogu w etykietach kolejno Yoshee ( japoński pies obronny akita inu), Nora (kundel) i Lola (dachowiec domowy).
Wyprzedziłaś mnie zanim mój powalający prędkością internet zaskoczył i sama go zobaczyłaś:) I pomyśleć, że po owczarka podhalańskiego pojechaliśmy... nie wyszło:D
OdpowiedzUsuń*Czarna
OdpowiedzUsuńja też mam ciągoty medycznojakieśtam;)
jak kisnę w szpitalu, to doktor podsyła mi rodziny innych chorych, bym im przybliżyła temat obrazowo i doszczętnie;) hehehe, a i ja mam zajęcie;D, albo ma dla mnie jeszcze inne zajęcie, ale o tym nie napiszę (opowiem Ci jakoś kiedyś)...
nie tęsknisz czasem??? wiesz, być może zgliszcza, ale to jednak pasja i siedzi w człowieku...
Na słowo migrena reaguję współczuciem, sama nie miewam, ale bliskich męczy często gęsto... to dopiero zmora...
Fajnie mieć takie pogotowie;) dobrze, że już po kłopocie;D
ach... akita inu;) a nie wygląda na broniącego, raczej na tulisia;D pooglądam sobie;)
*CZarna
OdpowiedzUsuń... i dobrze, ze nie wyszło;)
właśnie wyczytałam, ze Akita to historyczny symbol psiej wierności;)
Nie tęsknie, trochę się przebranżowiłam, ale to by chyba zablokowało komentarze jakbym zaczęła pisać co, gdzie, jak i dlaczego... zostawię to na przyszłą kawę, herbatę, wino czy co kto tam woli wedle uznania:)
OdpowiedzUsuńA potulny baranek zwany mućką, bo w biegu cielaka przypomina zagryzł 3 koty (sąsiadów, bo przychodziły i drzwi obsikiwały i dlatego mój jest domowy) i wiosną oraz jesienią trzeba się uzbroić w rękawiczki i raz na jakiś czas przejść po podwórku w celu usunięcia gryzoniowatych zwłok, bo Yoshee zabaweczkę znalazł i zabaweczka ciamania nie wytrzymała:) Na ludziach go nie testowaliśmy, ale nikogo do bramy nie dopuści:D
Ano:) Co do niego powiedzenie "wierny jak pies" pasuje znakomicie
OdpowiedzUsuńJest taki film
http://www.youtube.com/watch?v=-KqIzH5Kq8k
i to jest kwintesencja tej rasy
...a ja myślałam, że borelii się można pozbyć raz dwa.
OdpowiedzUsuńChyba wywołałam wczoraj wilka z lasu.
W życiu nie widziałam chińskiej biedronki u nas w n., więc luz.Póki co.
Zdrowia !!!
*Czarna
OdpowiedzUsuńjasne... na długą pogawędkową noc;)
a to milusiński piesek, ja kiedyś miałam pod opieka takiego, co to mi na dzień dobry serwował małego dziczka z wygryzionym karkiem;)
no ubzdrało mu się, że trza mnie dokarmiać;) aaale to też długaśna opowieść;) zresztą opowieści się mnożą od słowa do słowa;D
*Green
OdpowiedzUsuńi dobrze myślałaś, że raz dwa;D
zależy jak długo się z nią lata, od odporności, od tego gdzie wlazła i takie tam różne;D pewnie jak już przestanę obrastać tym tematem aż do mdłości, to napiszę notkę;)
A idź Ty z tą historią o rurach... no nie wiedziałam czy śmiać się, czy litować i nad kim bardziej?;DDD
w życiu nie słyszałam lepszej i tak sobie myślę, że gdybyś tą książkę, gdzieś, kiedyś, to wiesz... będę stała pierwsza w kolejce;D
Co do biedronki to cieszę, się, bo ponoć zmory są już na obszarze całej Polski, jakby co, to już wiesz... bądź czujna;DDD
Za zdrowie dziękuję, Tobie także dużo i na zaś!!!
hej, Sydonia :)
OdpowiedzUsuńzaraz się zagnieżdżę w Twoim obserwatorium jeśli pozwoli :)
wczoraj miałam w mieszkaniu biedronkę z dwoma kropkami. siedziała w doniczce z kwiatkiem. ale już jej tam nie ma :(
Tylko nie biedronki!!! Toż one takie ładne i... nasze ;)
OdpowiedzUsuńPisz jak u tego lekarza było!!! I zdrowiej! I się nie dawaj!
*Emma:D
OdpowiedzUsuńJest mi naprawdę niezmiernie miło!!! ;*
...a ta biedronka to chyba raczej nasza dwukropka była (taka trochę mniejsza) więc i dobrze, że sobie gdzieś poszła. Myślę sobie, że nawet taka mała biedronka ma swoje biedronkowe sprawy do pozałatwiania;)))
Ja też trzymam kciuki, co by nic złego z tego ugryzienia nie wyszło i nowych zmartwień tobie nie przysporzyło :)
OdpowiedzUsuńAch te kleszcze, powiedz co to się dzieje, świat do góry nogami się wywraca, jeszcze trochę to na nic nie będziemy odporni i wyginiemy jak te nasze biedronki... sory za ten pesymizm.
...
Ostatnio na kanale PLAANET oglądałam takie dwa filmy dokumentalne (ciekawe tylko dlaczego nadawali tak późno ok 23:00) trochę zboczę z tematu bo chodziło o hodowlę łososia, któremu wczepiali ludzki gen wzrostu... fakt, potem dwa razy szybciej rósł, tylko nikomu nie przyszło do głowy zbadać jakie będzie to miało skutki dla ludzkiego organizmu no i środowiska, jeśli taka ryba wydostałaby się na wolność i łączyła potem z innymi łososiami.
...Drugi film był o modyfikowaniu genetycznie soji i kukurydzy, żeby były odporne na szkodniki... nie będę dalej opisywać bo pewnie o tym słyszałaś, powiem tylko że, najgorsze jest to, że my nie mamy na to wpływu, na te wszystkie eksperymenty... tak samo jak z biedronkami.
Czasami aż strach pomyśleć co będzie dalej...
...
Co by nie było, pozdrawiam ;))
vi.
*Granato
OdpowiedzUsuńmi też troszkę smutno,cóż... najwyżej przysposobimy te "chińskie":) (w Ameryce nazwano je ładnie, bo arlekinami):D
U lekarza było sobie tak:
rano ubrałam najulubieńszą sukienkę, dzięki której wszyscy Panowie "nagle" stają się uczynni, co niewątpliwie poprawia mi nastrój;) usłyszałam od "mojej kochanej" doktor, że wyglądam kwitnąco, a na dodatek jak nastolatka w tych króciutkich włosach:D
i tak naprawdę do samiuśkiego końca miałam nikłą nadzieję, że to nie rumień...
ale jednak, jak już pisałam, "jak ma komuś spaść cegłówka na głowę w drewnianym kościele, to tym kimś będę niewątpliwie ja":DD
no i mam "podwójny" problem, bo "stare, boreliozowate" chorubsko nie daje się okiełznać, a tu nowy wróg na horyzoncie, a z odpornością nie za dobrze... ale nic to, muszę mieć teraz jakieś trzy dni na oswojenie się, poukładanie i ogarnięcie... ale na Przestanek Woodstock nie pojadę:((( buuuu...
Dziękuję, nie martw się, ja się nie daję tak łatwo;DDD
*Violuś
OdpowiedzUsuńNie wiem czy to aby na pewno pesymizm, czy raczej głos zdrowego rozsądku...dzięki za kciuki, w sumie to nie chciałam wcale pisać o tym, że mnie dręczy borelioza, ale tu i ówdzie zaczęło samo wychodzić ( a poza tym to często z niej żartujemy i jest to jeden z nielicznych tematów wciąż "na topie", bo życie mi się dookoła niej kręci od jakiegoś czasu), a wczoraj to już mnie taki przeciuciowy nerw złapał, że nie było nawet mowy bym oko zmrużyła choć na chwilę... i jeszcze się kotłuje, ale powoli stygnie, a wygadanie się mi pomaga:D...
Jedno wiem, że lekarz nie dopuści do tego by mnie coś bardzo złego spotkało, a przynajmniej będzie się starała nie dopuścić ze wszystkich sił... i to mi wystarcza:)
A co do ingerencji człowieka i "grzebaniu" we wnętrznościach matki natury, oj... myślę, że wciąż przesuwając granice nieznanego balansujemy na bardzo cienkiej linie... :(
Noż w mordkę Paszczaka z Muminków!!! Durne choróbsko!
OdpowiedzUsuńAle opis kiecki, a raczej wrażeń, jakie wywołuje, bardzo mi się podobał :)))
Buziakiiii
Bycie muzą i boginią zobowiązuje:) Jeszcze nie widziałam na własne oczy, ale pewnie w każdej sukience wyglądasz tak, że wszyscy panowie "nagle" stają się uczynni:D
OdpowiedzUsuńI tu się potwierdza stwierdzenie, że wszystko co made in China to samo zło!:P
OdpowiedzUsuńMonia - jak będziesz mówić, że masz pecha, to BĘDZIESZ miała! Więc z tym skończ! (to odnośnie tej cegłówki w drewnianym kościele).
OdpowiedzUsuń"Se prosze" poczytać o pozytywnym myśleniu tych wszystkich afirmacjach i zastosować. Ja stosuję - ze skutkiem różnym, ale na psychikę działa super. Wprawdzie wygranej w lotka nie przyciągnęłam do siebie tudzież jakiegoś księcia, ale jak domniemywam - wszystko przede mną :D
A co do tych pomarańczowych biedronek - te france są wszędzie! W tamtym roku, gdy miałam jeszcze stare, spruchniałe, nieszczelne, drewniane okna, upodobały sobie wszelkie szpary. Było ich zawsze jakieś dzieścia, gdy myłam okna. Po wymienieniu okien na plastikowe - odpukać - jeszcze ich nie było.
*Granato:)
OdpowiedzUsuńaś mi podsunęłaś przekleństwo, w sam raz na wyładowanie kleszczowej irytacji:)
kiecka:DDD??? no taaak;) mi poprawia nastrój jak nic:D (zapomniałam dodać, że do kiecki machnęłam śliczne espadryle na wysokim, nowe, to i mi stopy zjadły w 5 minut... odwrotu nie było, więc lekko zmąciły mi samopoczucie, ale już po pierwszym, rozkosznym przejawie "uczynności" zapomniałam o bólu ;))))
*Czarna
OdpowiedzUsuńJeszcze żeby tylko wszyscy Panowie uczyli się komplementowania od Ciebie... to dopiero byłby raj;DDD
*Ketiov:DDD
OdpowiedzUsuń...a raczej wszystko co nas zalewa (od żółci po chińszczyznę) to raczej nie wychodzi nam na zdrowie;)
czyli co by to nie było, to najlepiej w rozsądnych ilościach;)
Pozdrawiam ciepło
ps... łatwo powiedzieć: wszystko z umiarem;)
A u mnie po balkonie chodziła dziś nasza czerwona siedmiokropka :)))
OdpowiedzUsuńA to miałaś CzzG szczęście, a ona jeszcze większe,że ją te pomarańczowe cholery nie załatwiły. Jaką plagę miałam przy oknach, pisałam wyżej
OdpowiedzUsuńU mnie jeszcze nie zaobserwowałam tych paskud, więc biedroneczki mają szczęście. Tamte paskudy powinny wracać tam skąd przyszły.
OdpowiedzUsuńTYM utworem*Gosiu
OdpowiedzUsuńJA nie mówię!!! JA staję przed "pechowym" faktem dokonanym:DDDD
Co do wygranej i księcia mam nadzieję, że niebawem oboje zawitają w Twoje progi w dowolnej kombinacji i kolejności... życzę, życzę, życzę!!! (hehe, skojarzyło mi się z kotem Rademenesem i TYM UTWOREM ).
a te biedrony to lubią zimować w miastach i fakt, robią to grupowo:))) czyli wystarczyło wymienić okna:)
ps. te trawki ze sklepów to same z siebie tak padają;>
*Dziewczyny, no nie nadążam za Wami;DDDD
OdpowiedzUsuńjak mi N. zrobi jeszcze kilka fotek to przeedytuję posta, tak by było wyraźnie widać różnicę:D
Biedronki dotarły cało do instytutu, a wysłałam w słoiku i kopercie;DDDD
no...to miały niezwykłą podróż:)
*Gocha... czytaj dopiero od gwiazdki;)))
OdpowiedzUsuńale mi się pokręciło:)
czasem kląć trzeba, więc... może tak, z jajcarskim przytupem łagodności? ;)))
OdpowiedzUsuńOpis nadal urzeka :DDD
Dobrej niedzieli!
Sydoniu, wpadłam by się z Tobą pożegnać, życzyć wielu sił, pogody ducha, to czego tylko pragniesz niechaj się spełnia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Tulę do serca.
*Granato:DDD
OdpowiedzUsuńwzajemnie:*
*Martyna
OdpowiedzUsuńMam cichutką nadzieję, ze nie opuścisz blogowego świata na zawsze i niedługo znów będzie Cię można odwiedzić:)
Moc dobrych myśli i życzeń ślę:)
Mieszkam w Olsztynie (tym warmińsko-mazurskim) i u nas też tego dziadostwa pełno.
OdpowiedzUsuńP.s. Lubię długie posty.
Ninka.
konstancin jeziorna(mazowieckie) dzisiej w samochodzie
OdpowiedzUsuńskoczyla mi na krwisto czerwoną bluze.