środa, 2 maja 2012

No co tu dużo gadać

I znów zielono mi...





Choć oczywiście z lekką nutką goryczy w postaci jątrzącej się niepewności: czy nadal będę mogła cieszyć się tym moim rajskim Bezduszem, czy też pewnego dnia przyjdzie mi wyrwać kawał serca, zagrzebać pod ukochanym progiem i nigdy już tu nie wrócić. Ta straszna myśl uwiera mnie jak kamyk w bucie, którego nie sposób wytrząchnąć, ani się przyzwyczaić. Niemniej staram się wszelkimi sposobami udawać, że "kamyczka udręki" nie ma, usilnie kierując swoje myśli na inne tory, porzeczkowe na ten przykład...




Krzaczki wdzięczą się do mnie frędzelkami kwiatów, zapowiadając urodzaj owoców, a tą czarną, "babciną", która rodzi porzeczki najpyszniejsze na świecie udało mi się "powielić" i aż dziw bierze, że te młode krzewinki dosłownie rosną z dnia na dzień. W domu grasują korniki, farba łuszczy się jakoś ładniej niż zazwyczaj, a światło wpadające przez szpary pozwala oglądać spektakl tańczących w powietrzu drobinek.  "Wstrętnego, morderczego kurzu", tak bym powiedziała kiedyś i to całkiem niedawno, łapczywie żłopiąc powietrze przy akompaniamencie świstów i kaszlu, upodabniając się tym samym do akordeonu z dziurawym miechem... Na szczęście takie astmo-ekscesy to już przeszłość.







Maurycy Alejandro z zimowej "przechowalni" wrócił  nieco pokiereszowany na pyszczku, ze stratą kawałka zęba, i w doborowym  towarzystwie siedemnastu kolegów, krwoipijców. Tychże na ganek nie wpuściłam, z obrzydzeniem powyskubywałam z Maurycowej sierści i wrzuciłam do ognia. Kot poczuł się wyraźnie uwolniony od całego tego pasożytniczego półświatka i pół dnia dziękował mi cudnym śpiewem i innymi mruczandami...


  

a drugie pół dnia opalał się wraz z Haliną na ganku, blokując tym samym ciąg komunikacyjny prowadzący do domu, ale zostało im to oczywiście wybaczone...


Z dalszych wieści spieszę donieść wszystkim zainteresowanym, że... pająk Maciek zmienił miejscówkę i już nie straszy pod sufitem ino w kuchennym oknie, a nietoperze znów wróciły za okiennice, po tym, jak je mój mało rozgarnięty brat "wytrzepał" stamtąd w zeszłym roku długo miały uraz do tegoż miejsca. Jednemu nawet błysnęłam po oczach, ale trzy osoby, na trzy zapytane, nie dowidzą na poniższym zdjęciu mojego Gacusia, więc musicie mi wierzyć na słowo;)

No i zasypałam Was po czubki głów obrazkami, ale co mogę powiedzieć na swoje usprawiedliwienie? może, że to tylko kropla w morzu!;) Jutrem lecę znów do Bezdusza i w planach mam robienie syropu z sosny...


choć nieco się obawiam, bo dookoła domu pojawiły się tabliczki zwiastujące utratę życia... Cóż, sosnowe specyfiki na zimę wcale nie muszą być zdrowe- akuratnie w tym szczególnym przypadku...




no to się porobiło :)))

*

24 komentarze:

  1. Oj jak mi się zachciało...
    A gacka widzę, przecie jego przeszczepy poskładane od razu rzucają się w oczy. Mam tylko problem czy to co wydaje mi się nosem rzeczywiście nim jest:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i Mauryś dalej łasujący do wszystkich wystających elementów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buuu...gryzł mnie ten wstrętny strzyżak sarni, ten wiesz, płaski czołg-kosmita co to go nawet młotkiem nie można zabić:))) ten co mnie napadł był wielkości krowy i odpada mi pół ręki...nie uwierzysz- rumień mam na pół ręki!!!:DDD ja się chyba zastrzelę... boreliozowato chyba nie wygląda, bo boli, ale nie ma mnie kto pożałować;(

      Maurycy wyłysiał na grzbiecie od tych kleszczy i wygląda, jakby go jakiś początkujący, awangardowy, psi fryzjer dopadł:D

      Usuń
    2. Buuuuu.... żałuje mocno:*

      Mauryś to jest taki bardziej oswojony od mojej Lolki a przecież teoretycznie bardziej dziki...

      Usuń
  3. Ah jak tam ładnie i spokojnie... Zatęskniło mi się :)
    Gacuś jak najbardziej widoczny nawet bez tych moich patrzałek. Oby krwiopijców było jak najmniej, a tę okropną myśl zastąpiła inna - przyjemna, pewna i spokojna, że nie będzie trzeba wyrywać kawałka serca, bo zawsze będzie można tu wrócić albo i zostać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no... spokój pozorowany, bo dzień w dzień, ktoś mi dookoła domu lata przy akompaniamencie wystrzałów... a by mi nie było zbyt monotonnie, to dołączyły do tej melodii jakoweś świszczące pociski, więc jest wesoło:D
      Niby w czerwcu coś ma się znów ruszyć w kwestii domu, ale jak to będzie... ech... :DDD

      Usuń
  4. się do Maurycego przyłączam w mruczeniu, gapiąc się w ekran z zachwytem. I Halinka. I Maciek. I Gacek.
    Nie myśl o "kamyczku", bo nie trzeba. Chłoń Bezdusze, chłoń!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie myślę robaczku... przynajmniej staram się:)))
      Uściski ogromniaste, "Bezduszne" przesyłam :DDD

      Usuń
  5. Pod wpływem Twojego posta inaczej spojrzałam na nasze korniki i łuszczącą się farbę. Hmmmmmmmmmm... całkiem, całkiem. U nas gacki siedzą na strychu, a pająki jednak wynoszę na pole. Wolę, żeby nie chodziły mi po twarzy, kiedy śpię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :DDD no wiesz, jakbym te korniki tak na stałe musiała znosić, to nie wiem, ale jednak jak się za czymś tęskni, to z całym dobrodziejstwem tegoż inwentarza ;)))
      hihi...co wejdę rano do pokoju to mam podłogę ozdobioną świeżą porcyjką wiórków:D i żeby chociaż rozmieszczały te kopczyki w jakimś określonym porządku, wzorek jakowyś zdziełały, a nie tak chaotycznie:D
      Za pająkami też nie przepadam, ale Maciek...no cóż, grzeczny jest i ani razu się nie zdecydował na zajście spod sufitowego pułapu... serio serio, kto go poznał, to mi przytaknie:)

      Usuń
  6. Jeśli kamyk uwiera,nie wytrząchaj go..
    odstaw buty na boczny tor..
    wtedy tu wrócisz..:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie rozumiem, dlaczego tak skrzętnie omijam najprostsze rozwiązania :)

      dziękuję;D

      Usuń
  7. Jak Wam tam pięknie Monik... taki sielski anielski widok, klatka po klatce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aha, ładnie jest:) już wiesz dlaczego nie chce mi się stąd wracać;DDD

      Usuń
  8. O NIE!!!!

    Ja nie chcę takich zmian!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :DDD

      zmiana... ponoć przed każdą należy najpierw postawić właściwą diagnozę:) moja nie rokuje najlepiej;)))

      Usuń
  9. Broń własną klatą tego prywatnego kawałka raju:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bronię bronię
      klatę mam słuszną ino portfel pustawy:DDD

      ps. kochaniutka złociutka, diamenciku mój Ty bezcenny- wszystkiego najlepszego i co tylko Ci się zachce!!! CMOK CMOK CMOK!!!

      piszę tutaj, bo u Ciebie mi się długo otwiera;DDD

      Usuń
  10. Odpowiedzi
    1. nie Majeczko... przełożyli na czerwiec, a ja już bym chciała choć odrobinę być "po":)))
      Uściskuję mocno!!!

      Usuń
  11. Są różne metody zatrzymania tego co się kocha.
    Jedną z nich jest - odpuścić.
    Tu pewnie trzeba inszych sposobów.
    Czy w tym domu plotły się Twoje ważne historie?
    Mam taką podłogę z takimi kornikami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, czasami trzeba pozwolić odejść:)) i nawet gdzieś podskórnie wiem, że potrafię się pożegnać, tylko na samą myśl tak mi smutno;)))
      To dom po mojej babci:) bardzo ważny również dla mnie, bo wszystko, co istotne w moim życiu tak jakoś akuratnie tutaj kiełkowało, rosło, czasem umierało...
      ha...domyślałam się, że masz taką ładną podłogę:D ja mam jeszcze zakornikowane schody na piętro... z taką wytartą od dłoni poręczą, z której można odczytywać lata z warstw farby jak z drewnianych słoi:)

      Usuń
  12. A nalewka z sosnowych pędów jaka smaczna ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mmm... i pewnie baaardzo zdrowa:DDD
      N. jest nalewkowym (i ogórkowym) mistrzem, za jego kawówkę to ja... no... nie powiem;D
      nawet stepować bym się nauczyła...
      podpytam w temacie tej sosnowej;D

      Usuń

dziękuję ♥