Wybaczcie...aż nie wiem od czego zacząć. To, co się teraz dzieje, przy udziale mojej zdezorientowanej osoby, nosi znamiona niezwykłego scenariusza powstałego w głowie obłąkanego gnoma, a ostatni tydzień z życia Sydonii wyglądał dokładnie tak:
![]() |
fot. Nanoo G. |
PONIEDZAŁEK
Wciąż boleśnie przeżywam rozstanie z Bezduszem. Dobrowolnie, bez jakiejkolwiek szarpaniny oddaliśmy dom. Komornik klepał pocieszająco po ramieniu, a na odchodne powiedział, że nie mamy wobec siebie żadnych zobowiązań... Śpię na wyrywki. Wciąż miotam się pomiędzy paragrafami, a zmęczeniem materiału. W mojej głowie robi się zbyt ciasno na cokolwiek, a jednocześnie pusto i cicho, niczym po wybuchu bomby atomowej. Teren jest mocno napromieniowany, krew jak woda zatruta. Mecenas zapewnia, że nadal można walczyć, mimo, iż już oddaliśmy dom wojsku to jednak są szanse. Śmieję się, bo od lat mielę, rozdrabniam te szanse i powtarzam jak mantrę, od 12 lat. Teraz mam już wszystkiego dość.
WTOREK
Czuje, że borelioza znów mi się porządnie w ciele rozgościła i wściekle podskubuje zmęczony organizm. Dostaję receptę na "nowe leki" i wezwanie do zapłaty od komornika, około 13 000 kosztów postępowania egzekucyjnego. W ulotce leków napisano, że częstym działaniem niepożądanym jest uczucie pustki w głowie i zaburzenia wzwodu prącia. W świstku od komornika napisano, że to opłata za opróżnienie 10 izb i asystę żandarmerii, ponieważ dom znajduje się na terenie wojskowym. Natychmiast doznaję: całkowitego porażenia, uczucia pustki w głowie, gwałtownego wzwodu prącia, no i palącej potrzeby zanurkowania w najgłębszą otchłań oceanu, bez butli oczywiście.
ŚRODA
Umiera jeden z moich podopiecznych, umiera bo tak chciał i dopiął swego. Hokus pokus, środa ni z stąd ni z zowąd wyciąga bezsensowną śmierć z kapelusza i łaskawie czeka na oklaski. Nie śpię nawet godzinki...
CZWARTEK
Nie mam siły by wstać z fotela i napić się wody. Klnę sama na siebie, zbieram obolałe członki do kupy, wiążę czerwoną nitką, zaciskam zęby i jadę do mecenasa. Jak zwykle okrutnie męczę się w busie i ślę modły do duszków przeciwwymiotnych z błagalną prośbą o opiekę i wsparcie. Jak zwykle mecenasa nie ma, choć się umówił (noooo... zapomniał w trakcie trwania sprawy napisać o zwolnienie z kosztów- nie byłoby palącego problemu w postaci 13 z trzema zerami), a kopertę dla niego asystentka skwapliwie chowa do teczki. Spotykam znajomego. -Gdzie byłaś, że tak dobrze wyglądasz?- pyta. Jak zwykle w nocy nie śpię.
PIĄTEK
Powtórka z czwartku, z tym wyjątkiem, że prawnik jest, się objawił i nawet raczył napisać trzy wnioski. Daje mi do weryfikacji, oczom nie mogę uwierzyć, tyle nieścisłości. Przez godzinę próbuję skleić to wszystko w rozsądną całość, asystentka przeprasza za błędy, a mecenas musi wyjść. Jest ostatni dzień na złożenie zażalenia na postanowienia komornika... Jak zwykle, słowa "ostatni dzień terminu" mam wydrapane nad łóżkiem, własnymi rękoma. Kolejna kartka, przede mną rośnie spory stosik, dziwię się, że wszystko sformułowane takim laickim językiem i właściwie o niczym. Nie jestem w stanie napisać swojego imienia, utykam na literce "ka". "Ka" mnie pokonuje na dobrą chwilę, po niej "el" w nazwisku. Wytężam umysł do granic wytrzymałości, podpisanie papierów zajmuje mi dwie godziny. Jest już późny wieczór. Na odchodne proszę o wydrukowanie odpowiedzi od komornika, tej na mój wniosek o lokal tymczasowy, a która to odpowiedź wpłynęła do kancelarii już po wydaniu domu. Kręci mi się w głowie, bo przecież od wczoraj nic nie jadłam. Taki post pozwala mi przeżyć podróż do miasta autem bez większego wstydu. W busie czytam, że komornik odmawia dania nam lokalu tymczasowego, bo z oględzin domu wynika, że wcale nikt tam nie mieszkał, ba, a nawet nie wolno nikomu mieszkać (co innego orzekł sąd, ale komornik wie swoje). Pan komornik wnioskuje to z kilkucentymetrowej grubości warstwy śniegu, śladów zwierząt na podwórku oraz tego, że obok nieruchomości znajduje się lądowisko dla helikopterów (szok, nie wiedziałam, a mieszkam tam od dziecka). Nie wiem czy się z tego śmiać, czy załamywać ręce. Zasypiam tuż po posadzeniu tyłka na tapczan.
SOBOTA
Wyspana dochodzę do wniosku, że jest mi już wszystko jedno, a będzie co ma być. Wciąż myślę paragrafami, ale jakby nieco bledną. Droczę się z ulubionymi dzieciakami, prowokując je do niezwykłych odpowiedzi na zwykłe pytania. Puszczam koło uszu ich niecne plany kradzieży pisanek, tych, które właśnie przed chwilą im pokazywałam. Łażę z zepsutym aparatem w dłoni, pozwalam głaskać się słońcu po twarzy i delikatnie nagabuję stado kotów zamieszkałe w starym aucie. Późno w nocy znajduję jedną z moich podopiecznych, w łazience, półprzytomna leży w kałuży, z głową wciśniętą w stertę brudnego prania. Dopiero co wczoraj mówiliśmy jej kuratorowi, że dziewczyna sprawuje się nienagannie, od dwóch miesięcy nie pije, czwórka dzieciaczków naprawdę zadbana. Nie śpię, jej dzieci też...
NIEDZIELA
Jest przerażona, na marginesie ja również, ale nikt o tym nie wie. Ponoć jeszcze machnęła coś rano dla dodania sobie odwagi... Wiem, że zaraz przyjdzie porozmawiać i będzie stała w milczeniu. Słowa niewypowiedziane zawisną w gęstniejącej ciszy. "Tylko nie dom dziecka, błagam, Monia, proszę, przymusowe leczenie , zamknę się albo coś, błagam leczenie, tak ciężko mi nie pić, to ostatni raz, przecież dzieci..." Gdy tak stoi bezbronna, ze wzrokiem wbitym w podłogę, ja znów długo patrzę na jej pociągłą twarz i na głęboką bliznę od noża, która jak smętne piętno dzieli czystą, kredowobiałą skórę policzka na dwoje...
***
Sydoniu kochana, no co tu powiedzieć :(
OdpowiedzUsuńPrzytulam i tak bardzo mi przykro :(
Dziękuję... dziękuję...
Usuńwiem jedno- muszę się wyspać :)))))
No przykro mi Moniczko, i żałuję, że mnie tam przy Tobie nie ma. Żałuję, że mnie nie ma w Szczecinie, przytargałabym się do Ciebie. Buziak, ściski dla Was. Smutno mi bardzo
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje Gosiu, szkoda, że jesteś tak daleko, wyciągnęłabym z piwniczki wszelkie procentowe zapasy a potem śpiewałybyśmy w głos nie przebierając w repertuarze ;) Jest to i minie, chociaż wściekam się, że jak coś wali się człowiekowi na głowę to czyni w pakiecie w kilkoma innymi problemami... ech, życie...życie :) Oduściskuję ciepło, mam nadzieję, że Ci tam dobrze i przytulnie... przyznam się szczerze, żem od listopada zupełnie nieświadoma co tam u Ciebie słychać :)))
Usuńale masz jazdę :(
OdpowiedzUsuńno ale przynajmniej z prąciem masz spokój, nie będzie Cię niepokoiło :)))
:))) Ach Emmo!!!!!
Usuńi to się nazywa pozytywne myślenie!!!! ;DDDDD
Z komentarzy widzę, że to nie jest literatura, tylko fragment Twojego życia ...
OdpowiedzUsuńBoże!
Trzymaj się jakoś!
Wszystkiego dobrego!
Mam nadzieję, że są przy Tobie przyjaciele
Dziękuję M. Dziękuję :*
UsuńEch... to powyższe to ten ostatni, mijający tydzień, wielce okrojony z niektórych scen, tych mocno drastycznych i tych bardziej przyziemnych (jak na przykład czwartkowe poszukiwanie dwóch panów, którzy przez jakiś czas mieszkali z innym panem w pokoju, a który to trafił właśnie do szpitala z otwartą gruźlicą...zresztą ja też muszę się przebadać), ech, długo by opowiadać, a każdy dzień tygodnia stanowiłby zupełnie osobny rozdział :)...
Trzymam się i wiem, że to nic strasznego, to tylko życie ;)... wszystko do przejścia i do rozsupłania. Powtarzam sobie, że takie problemy to nie problemy, tylko może chciałabym mieć odrobinkę zdrowia więcej, to by mi bardzo ułatwiło dźwiganie rzeczywistości.
Mam ochotę wsiąść w samochód i przyjechać...
OdpowiedzUsuńMoniś tulę mocno i N. też i Haliśkę
Ech, nikt nie potrafi tak ładnie pożałować jak Ty:***
UsuńUściskujemy mocno mocno!!!
Mam wrażenie jakbym czytała powieść bo to chyba niemożliwe, żeby takie rzeczy działy się w cywilizowanym świecie... :(
OdpowiedzUsuńEch Magdo, nie od dziś wiadomo, że to właśnie życie pisze najlepsze scenariusze :) Ten tydzień to i tak drobiazg, bo moje życie jest wielce pogmatwane... Niemniej jak tak kilka rzeczy wgramoli się człekowi na plecy, to raz dwa i już oglądamy świat z perspektywy mrówki :DDDD Pozdrawiam ciepło i będę wpadać do Ciebie na fototerapię :D
UsuńJa Cię podziwiam, bo wiem że mnie siły opuszczają jak tyle spraw mi wchodzi na głowę, a Ty potrafisz działać i jeszcze zachowujesz jakiś optymizm.... Dla mnie to jak cud!
UsuńPrzyznam się Moniczko, że musiałam zobaczyć w komentarzach, czy to wszystko prawda..
OdpowiedzUsuńAle, do ostatnich chwil, miałam nadzieję, że to na szczęście tylko fikcja literacka...
Niestety..
Jestem myślami blisko!!!
Choć to tak nie wiele w tej sytuacji..
Kasiu nieprawda, że niewiele...to ogrom cały... ciepłe słowa płynące z serducha i wsparcie potrafią zdziałać cuda!!! A ja jestem taką osobą, że szybko się dźwigam jak tylko trochę przemarudzę i jeśli tylko mam świadomość, że nie jestem sama :))) Dziękuję bardzo:*
UsuńTo dokładnie tak jak ja*
UsuńGdy się wie, że nie jest się samym, nawet ogrom problemów łatwiej przeżyć:))
ot co, łatwo złamać patyczek, całą wiązkę o wiele trudniej :DDDDD
Usuń:***
O matko:( jak strasznie mi przykroi i smutno:( Wspieram Cię myślami i ślę pozytywną energię. Będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńDzięki Jaskółko...wiem, że będzie, zmiany będą i wiosna będzie:) A tej dziewczynie nie odpuszczę, podpisała mi dziś oświadczenie, że podda się leczeniu, jutro będę działać dalej... Choć czasami czuję się taka bezradna, bo nie wiem jak postępować w takich sytuacjach, przecież nie ma konkretnego schematu, a ja nie mam żadnego doświadczenia zawodowego w pracy z ludźmi potrzebującymi, ino trochę empatii. W sumie uczę się na błędach, swoich i tych osób, którym staram się pomóc:)
Usuń
OdpowiedzUsuńnie daj się Moniś!
zjedz cos i się wyśpij wreście!
"...i po wielkim płaczu łza potrafi zakwitnąc i zapachniec..." czego z całego serca Ci życzę:)
Hej Moniczko, jak miło Cię widzieć :D
Usuńjem jem, hihi,jak nie muszę nigdzie jechać autem to sobie raczej nie odmawiam, w sumie są na to leki, ale staram się niczego nie brać, ponad to co konieczne. Mój krwiobieg to i tak jedna wielka mieszanina farmaceutyków:) i nawet pospałam dziś do dziesiątej, dzięki temu odzyskują tą moją względną jasność umysłu, no i słońce za oknem robi swoje... Uściskuję Cię wiosennie!
Z tą fotografią to zaczynam Ciebie podejrzewać o jasnowidzenie :D
OdpowiedzUsuńHęęęęę, ale o co chodzi??? ;) o swoim jasnośnieniu jestem przekonana, o jasnowidzeniu nieco mniej... powinnam była przewidzieć koszty egzekucji ;DDDDD
UsuńO bloga chodzi, co to go w noc po tym wpisie oficjalnie zaprezentowałem :)
UsuńZresztą i tak jesteś jasnowidzką, po tym wszystkim co się Tobie teraz wydarza ;D Większość ludzi byłaby na Twoim miejscu czarnowidzami hahaha Dlatego wielki SZACUN ;*
aaaacha, o Ofelie płci wszelakich chodzi :) no jasne :DDD
Usuńa wielki szacun od Ciebie spowodował właśnie wielką rozdymkę mentalną mojej osoby:D DZIĘKI :*
Może byśmy tak Marzannę wspólnie potopili ;D
Usuńw alkoholu? bardzo chętnie :DDDD
Usuńmacerowana Marzanna;))))))
jestem, nic więcej nie mogę zrobić - cholera :(
OdpowiedzUsuńDziękujemy Majeczko, szkoda, że się nie spotkałyśmy pod tymi "moimi", stuletnimi akacjami :)
Usuńcholernie intensywnie, ani chwili wytchnienia od emocjonalnej rozwalki - zyczylabym ci bys mogla na chwile wysiasc, odpoczac, ale to niemozliwe prawda ?!
OdpowiedzUsuńtrzymaj sie jakkolwiek i niech w koncu zacznie swiecic u was slonce :)
sle usciski
O, Marzannę niedługo przyjdzie topić to i zapakuje do jej piersi te najgorsze smutasy :D coś mi się zdaje, że swoim kamiennym ciężarem natychmiast pociągną ją na dno... no i wszystko dobrze jak być powinno :)
UsuńO Tobie mi przychodzi często myśleć i często też zastanawiam się, na jakie kolory dni Ci się malują, mam nadzieję, że ciepłe i radosne:))))) Oduściskujemy mooocno!
Kurcze,co ja mam napisać... odpocznij sobie trochę,łatwiej wtedy wszystko do kupy pozbierać...tylko jak to zrobić kiedy terminy gonią, szczególnie jak o ważne sprawy idzie...
OdpowiedzUsuńDzisiaj taki fajny dzień, zero wiatru, słońce,wyszłam z psem na łąkę tylko w bluzie.
Czasami warto sobie odpuścić,dzień,dwa...
Pozdrawiam ;**
vi.
Violuś
Usuńoch, żebym mogła sobie odpuścić... na chwilę, no nie da się, święta zaraz, przeprowadzka jedna i druga, przeniesienie całej pracowni... ech...
Lampionik dotarł, dziękuję, ślicznie wygląda na biurku :) wszędzie mam światełka od Ciebie...cudnie:D
od kilku dni noszę się z mailem do Ciebie, albo zadzwonię jakoś:)))) robisz zdjęcia???