Zahuczało, zaryczało niebo dźwiękiem złowieszczym i cisnęło błyskawic mrowie oświetlając kłaniające się mu nisko drzewa i kryty potokiem deszczu lśniący asfalt. Tym razem burza przyszła nad ranem, taka mocno nadpobudliwa. Miałam wrażenie, że wyrzuca z siebie nagromadzone napięcie jak człowiek, który nie tylko krzyczy i czerwieni się na twarzy, ale ciska czym popadnie kalecząc ręce i miota się jak opętany, aż do utraty sił. Czas troszkę niefortunnie wybrała, bo stanowczo wolę jak szaleje wieczorem, albo wczesną nocą, zwiastując swoje nadejście przygasającym światłem żarówki i melodią szamoczących się na wietrze dzwonków. To dla mnie sygnał, że należy szybko zanieść do pokoiku na górze kilka świec, jakiś ręcznik (świetnie sprawdza się w roli obrusika), nakroić migiem kopiaście ciasta i zaparzyć dzban herbaty z syropem czarnobzowym, albo z pigwą, jeśli jeszcze jakiś słoiczek tej pyszności się uchował.
Oj tak... To jedne z moich ulubionych chwilek, tak ulubionych, że czasami posuwam się nawet do śledzenia ich. Gdy za oknem raz po raz błyska, a wiatr gwiżdże tęskne pieśni w szczelinach domu, ja siedzę opatulona w kocyk i mrużę oczy patrząc w przyjazny płomień świecy. Rozpływa się wtedy ciepłym blaskiem wślizgując się miękko pod ciężkie powieki.
Po jakiejś chwili siedzimy już przy stoliku. Herbata paruje wypełniając pokój niezwykłym aromatem, zaraz obok śmiechów i chichotów, przekomarzań się i głośnych okrzyków zazdrości. Bo w burzowy czas, przy sprzyjających okolicznościach, w różniastym towarzystwie i od wielu, wielu już lat... gramy sobie w kości. Mam taki zeszyt, który jest niejako kroniką hazardowych spotkań w "tych pięknych okolicznościach przyrody".
Mam też nadzieję, że takich chwilek i takich burz jeszcze wiele przede mną, bo pustych kartek w zeszycie wciąż sporo...
Oj tak... To jedne z moich ulubionych chwilek, tak ulubionych, że czasami posuwam się nawet do śledzenia ich. Gdy za oknem raz po raz błyska, a wiatr gwiżdże tęskne pieśni w szczelinach domu, ja siedzę opatulona w kocyk i mrużę oczy patrząc w przyjazny płomień świecy. Rozpływa się wtedy ciepłym blaskiem wślizgując się miękko pod ciężkie powieki.
Po jakiejś chwili siedzimy już przy stoliku. Herbata paruje wypełniając pokój niezwykłym aromatem, zaraz obok śmiechów i chichotów, przekomarzań się i głośnych okrzyków zazdrości. Bo w burzowy czas, przy sprzyjających okolicznościach, w różniastym towarzystwie i od wielu, wielu już lat... gramy sobie w kości. Mam taki zeszyt, który jest niejako kroniką hazardowych spotkań w "tych pięknych okolicznościach przyrody".
Mam też nadzieję, że takich chwilek i takich burz jeszcze wiele przede mną, bo pustych kartek w zeszycie wciąż sporo...
Dla mnie burza to stare, pożółkłe kości wytarte na brzegach i ciepło...dużo ciepła.
Dla Was, dla każdego z Was z pewnością coś zupełnie innego:)
I niebieskości dla Vi, tak zaklinając w nie spokój serca, duszy i ciała...
*
Też lubię burze:)
OdpowiedzUsuńHazardu w czasie jej trwania nie uprawiam :D
Zwykle prowadzę obserwacje i z każdym rozbłyskiem budzi się we mnie zdziwienie : Ale pięknie! Dodatki akustyczne tylko potęgują uczucie nastojowości i wyjątkowości każdej minuty. Zwykle siadam wtedy w kuchni przy oknie, popijam cokolwiek i zadziwiam się tym pięknem. Jeśli burza daje przedstawienie nocą - odsuwam zasłonki, firanki i leżąc włóżku oglądam spektakl mając okno za scenę.
To ja zamawiam burze powiedzmy na środę;)
OdpowiedzUsuńHaha :)) ślicznie ci wyszło to niebieskie kwiecie, dzięki kochana...trudno błyskawice w obiektyw złapać,trzeba nastawić aparat na długi czas naświetlania migawki i koniecznie ustawić go na statywie żeby zdjęcia nie były poruszone... a burze też lubię, szczególnie w nocy i jeśli kogoś mam koniecznie jeszcze pod ręką do przytulenia :) tutaj w Pile burz jak na lekarstwo,najczęściej omijają i przechodzą gdzieś bokiem...
OdpowiedzUsuńU mnie niedziela od rana bardzo słoneczna i ciepła, planuję zrobić wcześniej obiad i potem rower i do lasu, wczoraj cały dzień zmarudziłam na sprzątaniu, kurcze syzyfowa praca ;)
vi.
o rany, jak ładnie prowadzone zapiski!! To dla mnie egzotyczny widok:D:D ale jakże pozytywnie egzotyczny:D
OdpowiedzUsuńu mnie ta burza miała miejsce ok.20:00, kiedy biegałam po wsi. Zrobiło się ciemno, lunęło jak z cebra i zaczęło piź... wiać jak w kieleckim. A ja biegłam dalej, bo uczyli, żeby pod drzewem się nie chować. O dziwo ani piorun mnie nie "przytulił", ani chora nie jestem. Ale w Miss mokrego podkoszulka mogę startować hahaha
Pozdrawiam:))
Burzę lubię szczególnie wieczorem ,najlepiej wtedy wyłączyć wszystkie światła(czasem same gasną)i przytulić się do kogoś bliskiego aby w czułych uściskach obserwować rozrywaną błyskawicami ciemność....
OdpowiedzUsuńNo właśnie... a kto tak pięknie prowadzi te rubryczki w zeszycie??
OdpowiedzUsuń:)
vi.
We mnie tkwi atawistyczny lęk przed burzą. Nic nie poradzę.Kiedy jest burza na wyścigi szukamy z Zuzką oddalonego od okien kąta. Zuzka pakuję się za ubikację (ogromny pies ze strachu potrafi skurczyć się do wielkości pudla) w łazience. Ja niestety tam nie mogę :) W kości z mężem też namiętnie grywamy :)
OdpowiedzUsuńMalowniczo i twórczo. Bardzo mnie to przekonuje. :)
OdpowiedzUsuńSydonka, zamarłam na widok tego urodnego zeszytu, tak z okładki, jak i ze środka!
OdpowiedzUsuńA burze: uwielbiam te w letnie pod-wieczory, gdy jeszcze jasno, a niebo zasnute ciemnymi chmurami, wśród których tańcują błyskawice... Dawno, dawno temu moja babcia dostawała regularnych nerwancji, bo mnie do domu wgonić nie szło; stałam sobie pośrodku różanego ogrodu i nie mogłam oderwać oczu od błysków i na błyski oczekiwania...
Myślę i knuję, przesyłając uściski ;)
Chyba już tego lata nie dotrę do Jaworza...dzięki za zaproszenie:), ale jak nie tam to może w innym miejscu:)))))))Pozdrawiam z całą moją rodziną;)
OdpowiedzUsuńSTO LAT,STO LAT, NIECH ŻYJE SYDONIA NAAAM!!!
OdpowiedzUsuńZ okazji imienin :
zdrowia szczęścia pomyślności
dużo seksu do starości!
Liubię burze, barrrdzo...w Opo w właśnie się zanosi...czekam naelektryzowana :)
OdpowiedzUsuńA co to za zaniedbywanie bloga.. Chłopów najechało do Jaworza, to już pisać nie ma czasu ?! Nawet N zdążył zrelacjonować. Nochyba, że ty dalej w szoku :D
OdpowiedzUsuńTo zrób sobie wycieczkę do miasta, w skrzynce powinno czekać avizo na przesyłkę ode mnie :)
Kochane zerkaczki Wy moje:DDD
OdpowiedzUsuńEch...z przyczyn technicznoinnych nie mogę sobie z Wami popogaduchować, ale wszelkie Wasze słowa wręcz zbieram z ekranu pieczołowicie i z radością!!! Mam też nadzieję, że już niedługo przestanę być blogowym zombie ;)
*Gooocha*
Gwiazdo wśród gwiazd... jutrem będę w domku, ale wiem już, że przesyłka czeka i pierwsze co zrobię, to rzucę się niepohamowanie w jej kierunku:)
dziękuję z całego serca za życzenia:***
dziękuję za niespodziankę:***
za wszystko:***
*Vi
ja swoją pierwszą uchwyconą błyskawicę wciąż mam przed sobą, tzn. poluję dzielnie, choć mało efektywnie... ale może w końcu:)))
Uściski ogromniaste:D
*Czarna
jak Ty to zrobiłaś z tym burzowym zamówieniem???
normalnie co środę, jak na zawołanie:))) może masz więcej takowych "talentów"? hmmm...
*Lafle
Takie prowadzenie zeszytów to prawie natręctwo:D
i przypadło w udziale zarówno mi, jak i Norbertowi... pamiętam jak w podstawówce potrafiłam kilka, ba kilkanaście razy przepisywać zeszyt, bo coś mi się tam krzywo, albo nie tak jak to sobie wyobrażałam:) Potem jakoś z tym walczyłam, z różnym skutkiem:))
W zeszycie kościanym uzupełnia tabelki Norbert, bo jemu jakoś lepiej wychodzi liczenie w pamięci, ale mamy tak podobne pismo do siebie, że czasami jak znajduję jakiś karteluszek z notką to tylko po jej treści orientuję się, kto jest autorem owej:)))
a bieganie w deszczu jak najbardziej na zdrowie:))) fakt, ino drzew trza się wystrzegać:D
*Jaskółeczko
oj tak:))) w sumie to nie zawsze w burzowy czas ino te kości mi w głowie ;D
*Jaskółko
może kiedyś uda nam się wspólnie rozegrać partyjkę:))) kto wie;D
co do lęku, to i ja widziałam jak groźne psisko dygocze ze strachu wciśnięte w najdalszy kącik stodoły;DDD może i instynkt mu dobrze podpowiada;D
*Akemi kochana
jak miło Cię widzieć i czytać:) mam nadzieję, że udaje Ci się złapać troszkę głębszego oddechu...
*granato
a mam jeszcze jeden takowy zeszyt- w rudościach, który czeka na swoje przeznaczenie:)
różany ogród i błyskawice... też bym tam tańcowała w strugach deszczu, to pewne:DDD
Oduściskuję!!!
*Izuś
Tego lata to mi się szyki w Jaworzu zupełnie wywróciły na lewą stronę, a jeden pokój zaczął kategorycznie wymagać natychmiastowego remontu i wciąż nie mam czasu, ani ochoty się za niego zabrać... aaale mam nadzieję, że na wiosnę wezmę się w karby i nie dość, że go zliftinguję to i planować wakacje będę z kalendarzem i bez żadnych ustępstw... Uściskuję ciepło!!!
*madmargot
fakt...jest coś w burzy nieznośnie...elektryzującego;D
Oj tak...uwielbiam burzowa pogode...szczegolnie w Szkocji..burza taka prawdziwa szalejaca..z deszczem.. wiatrem..starym zamczyskiem lub z braku takowego niechaj bedzie rozpadajaca sie chalupa..w lesie..nie za gestym...z marnym widokiem na horyzont..ale 'Z' :-)bo sie boooje..sowy dygoczace z zimna..z hipnotyzujacym wytrzeszczem...burza jak w filmie 'Pod słońcem Toskanii' Audrey'a Wells'a...takie mam skojarzenia :-)
OdpowiedzUsuń*Alicjo
OdpowiedzUsuńoj, stare zamczysko w burzowy czas to niczym wygrana w totolotka;DDD
się mi rozmarzyło;)