Do miasta i tym samym do cywilizacji, w szeroko pojętym rozumieniu, próbuję wrócić na dobre od jakichś dwóch tygodni. Wciąż opieram się, wyszarpuję z wychudłego kalendarza jeszcze jedną beztroską chwilkę, jeszcze jeden Jaworski dzień.
Zapasy żywnościowe skurczyły się do drastycznego minimum, co motywuje mnie do wymyślania dziwacznych wypełniaczy żołądka. Znalazłam stronkę, gdzie wystarczy wpisać "zawartość lodówki i szafek" i szastuprastu - wyskakuje jakiś ciekawy przepisik. Niestety... od wczoraj jedynym słowem jakie się pojawia w magicznej rubryczce jest: OMLET!!! a cosik mi się wydaje, że po piątym, no, może szóstym omlecie wsiądę w auto i pojadę już do tego wstrętnego miasta:) Tym bardziej, że z wielu blogowych poletek mrugają do mnie zachęcająco dyniowe pychotki, aksamitne i na różniaście, to słodko, to pieprznie... aż korci upolować jakąś piękną, okrąglutką, szczerzącą się pestkami...
Zapasy żywnościowe skurczyły się do drastycznego minimum, co motywuje mnie do wymyślania dziwacznych wypełniaczy żołądka. Znalazłam stronkę, gdzie wystarczy wpisać "zawartość lodówki i szafek" i szastuprastu - wyskakuje jakiś ciekawy przepisik. Niestety... od wczoraj jedynym słowem jakie się pojawia w magicznej rubryczce jest: OMLET!!! a cosik mi się wydaje, że po piątym, no, może szóstym omlecie wsiądę w auto i pojadę już do tego wstrętnego miasta:) Tym bardziej, że z wielu blogowych poletek mrugają do mnie zachęcająco dyniowe pychotki, aksamitne i na różniaście, to słodko, to pieprznie... aż korci upolować jakąś piękną, okrąglutką, szczerzącą się pestkami...
Ratunkiem z omletowego horroru zdała się dziś być marchewka i stary, babciny kalendarz zdzierak, taki z różnościami, jakiś przepisik, jakoweś przysłowie, porada jakowaś - dawna namiastka internetu:D ale efekty tego zderzenia marchewkowo-wypiekowego są naprawdę godne polecenia.
I po ostatnim, serwowanym tutaj przepisie na kruche ze śliwkami, ośmielona waszymi komentarzami podaję Wam dziś na tacy prosty i szybciutki, w sam raz na niedzielę...
Przepis na ciasto marchewkowe
składniki:
4 jajka
pół cytryny
4 marchewki
łyżeczka sodki
2 szklanki mąki
1 szklanka oleju
1,5 szklanki cukru
2 łyżeczki cynamonu
pół szklanki cukru pudru
łyżeczka proszku do pieczenia
margaryna i bułka tarta - do formy
dalej mogą być, ale nie muszą: orzechy włoskie i
przyprawa korzenna do grzańca - miałam w szafce to sypnęłam:)
Na początek trza utrzeć marchewkę, najlepiej na drobniutkie pazurki, czyli nie na miazgę ino troszkę grubiej. Utartej marchewki na oko ze 2 szklanki, dalej idzie jak po maśle, bo należy:
* ubić jajka z cukrem na "puszyście"
* ubijając - powoli, partiami dodawać olej
* ubijając - powoli, partiami dodawać przesianą mąkę
* ubijając dorzucić: proszek do pieczenia, sodkę, cynamon, i przyprawę do pierników, czy też grzańca, ino tak dla smaku, bez przesady
* przestać ubijać i dodać utartą marchew i ładnie, delikatnie wymieszać, aż się połączy
* przelać do wysmarowanej, wysypanej blachy i wstawić do lekko nagrzanego piekarnika, na jakieś 50 - 55 minutek.
* piec w temp. 180 stopni, z termoobiegiem, NIE OTWIERAĆ w trakcie pieczenia
* sprawdzić patyczkiem, czy aby już się ładnie upiekło i studzić powoli, najlepiej w piekarniku, przy uchylonych lekko drzwiczkach
* cukier puder rozetrzeć z sokiem cytrynowym i polać wystudzone ciasto
* sypnąć po wierzchu orzechami włoskimi, a już najlepiej w duecie z kandyzowaną marchewką
* już tylko delektować się, delektować i delektować, bo jest absolutnie pyszne:)
*
ach, zapomniałam, miało być marchewkowo na całego:D
mniam, mniam... też często pichce marchewkowe ciacho, moje ślinanki zaczęły pracować....narobiłaś smaka ;-) Pozdrawiam BeA
OdpowiedzUsuńMhmmm pyszności :)
OdpowiedzUsuńJa korzystam z trochę innego przepisu, ale myślę, że Twój wypróbuję przy najbliższej okazji. Wygląda smakowicie :)
*BeA
OdpowiedzUsuńWitaj:)
Ja już kiedyś miałam okazję jeść marchewkowca, ale dawno o nim zapomniałam... za to dopadło mnie teraz i kandyzuję marchew, bo myślę, że będzie świetnym uzupełnieniem ciasta...zobaczymy jak mi wyjdzie:D
ach, i się na ten chlebek szykuję, ino zakwas dopadnę:)))
Pozdrawiam ciepło:D
*Czekoladko
OdpowiedzUsuńw sumie to wcale, ale to wcale mnie nie dziwi, że "znasz" marchewkowca... ja dopiero go odkryłam:DDD
Hej, zakwas ponoć można dopaść w piekarniach, a słyszałam ,że w Atelier Penelopy rozdają. Ja również jestem chętna do podzielenia sie nim ale doprawdy nie wiem jak go przesłać...no chyba ,że jesteś z okolic 3miasta.
OdpowiedzUsuń*BeA
OdpowiedzUsuńoch... dziękuję!!! myślę, że jak tylko trafię w okolice jakoweś piekarni to uda mi się go zdobyć:DDD teraz jestem w "buszu", ale już niedługo będę musiała się z niego wynurzyć:D
Jestem przekonana, że na przyszłe wakacje, gdy wrócę znów do tej kniei, to będę piekła chlebek co rusz... mam jakieś 15 km. do sklepu, więc będzie jak znalazł:DDD Dziękuję :*
Nienawidzę Cię ;DDD
OdpowiedzUsuńSmak pewnie wyborny, ale ten kolor...KOLOR... cudo.. mój ulubiony. Nie martw się- zima szybko przeleci i znowu będziesz w swoim raju. Chyba, bo nie orientuję się na czym te przeprowadzki polegają :)
OdpowiedzUsuńJa napiszę na temat, bo... jest o czym pisać!
OdpowiedzUsuńPost z kategorii "boski!" - cudne zdjęcia, tekst, sam pomysł, przepis, wszystko, wszystko! :))
I też sobie posprzątam lodówkę dziś! :)
Kocham ciasto marchewkowe! Dotąd dane mi go było kosztować tylko w coffeheaven więc DZIĘKI za ten przepis!!!:D:D:D:D będzie dziś pysznie mmmmmmmm:)))))))))))
OdpowiedzUsuńAle Ci się marchewka na poletku spasła, bo my z Filipem to takie anoreksje marchewkowe jedliśmy:)
OdpowiedzUsuńwszystko, co pachnie cynamonem, musi być pyszne :)
OdpowiedzUsuńTo będzie pierwsza wypiekana rzecz, jaką sobie zafunduję dla zmysłów i podniebienia po powrocie z Krakowa! :) Mniaaaam!
OdpowiedzUsuńPrzepis na PYSZNY chleb bez zakwasu :
OdpowiedzUsuń5dkg drożdży, litr ciepłej wody, 1 łyżeczka cukru, 2 łyżeczki soli, 4 łyżki płatków owsianych(MUSZĄ BYĆ!)- te składniki wymieszać i odstawić na 20 min. Po 20 min, pół godzinie do tego co wyżej dodać mieszając i wyrabiając w garze kg mąki. moża dać nieco otrąb, ziół - jak kto lubi,albo i nic. Wyrobione, wylać do brytfanek otłuszczontych i obsypanych bułką tartą i odstawić do wyrośnięcia z pół godz-godz. Jak wyrośnie, można posypać kminkiem, slonecznikiem czy niczym i piec w dobrze nagrzanym wcześniej piekarniku -ok.godzinę, temp. jakieś 220st. Uwaga - chleb pieczony w piekarniku zwykle pęka, ale to tylko estetyczny defekt, pieczone w typowych chlebowcach są całe. Po wyciągnięciu z pieca wywalić dlikatnie z brytfanki i ustawić bokiem bochenki do wystygnięcia, wierzch posmarować odrobiną masła(będzie taka błyszcząca skórka). SMACZUŚ :)
No tak i Gośka sprawiła, że chcę ciepłego chleba ze śmietaną, taką gęstą mniam!!!!
OdpowiedzUsuńWraz z O. postanowiłyśmy upiec to ciasto... jutro ;) Bo jam nigdy marchewkowego nie próbowała, a już miliardowy raz słyszę/ czytam, że ono wyborne :))))
OdpowiedzUsuńWieczorowe uściski ślę :)))
Ja też wiele słyszałam o tym cieście ale nie próbowałam nigdy go upiec teraz za Twoją przyczyną na pewno się pokuszę:)
OdpowiedzUsuńP.s.Pamiętam o przepisie dla Ciebie:)
*hds
OdpowiedzUsuń...mów do mnie jeszcze tymi pięknymi słowy...;DDDDD
*Jaskółko
OdpowiedzUsuńostatnio, i to zupełnie przypadkiem, marchewkowy kolor zrobił się, również i moim ulubionym...zwłaszcza, że świetnie mu w towarzystwie wszelakich zieloności:)
Oj, mam nadzieję, że szybko zleci i wrócę:DDD wiesz, na dziś dzień w tym Jaworskim domu nie ma warunków, by godziwie przezimować, ale może, może już na przyszłą zimę nie będę musiała uciekać do miasta, aaale nie zapeszam:DDD wszystko jest na dobrej drodze:D
*Auroro
OdpowiedzUsuńoch...dziękuję!!! niezmiernie ciepło mi się zrobiło i czuję się przyjemnie połechtana:DDD
i ciekawam Twojego sprzątania lodówki:DDD
*Lafle
OdpowiedzUsuńbardzo proszę:) mówię Ci- łatwizna, ino piekarnika nie otwieraj, bo się marchwiak "płoszy" i może klapnąć:DDD
*Lolunia
OdpowiedzUsuńCzęstowałam Was takimi chudymi marcheweczkami z troski, kochaniutka, z troski o Twoje mizerne, a Filipowe niekompletne uzębienie:DDD toć ja specjalnie wysmikiwałam z ziemi te mizerotki:DDD
ps. a wiesz, że zapomniałam o tych pozostałych marchewkach, że one tam sobie rosną;D i mam nawet jeszcze młode buraczki na botwinkę;DDDD o właśnie-botwinkę se machnę:DDD
*Emmmo
OdpowiedzUsuńno ba :) choć ja mam troszeczkę przesyt cynamonowy w okresie przedświątecznym, bo robię świeczniki, skrzyneczki i inne takie tam z kory... i jak tego się nakleję na gorąco, jak się tak tego parującego cynamonu nawciągam, to mówię Ci... zabiera mi to calutką cynamonowo-zimową radość;D
ale na dziś dzień jeszcze mnie ten syndrom nie dopadł i mogę cynamonić to i owo z olbrzymim entuzjazmem:DDD
*Gooosia*
OdpowiedzUsuńKochana jesteś, dzięki, spróbuję koniecznie!!! Co prawda chleb jadam tylko sporadycznie, ale swój??? Swój to co innego!!!!i chyba każdy się z tym zdaniem zgodzi:)))
Trzymaj się ciepło:D
*Lolunia
OdpowiedzUsuńja wciąż nie mogę z tej "posypki" na chlebie:DDD co spojrzę w stronę przypraw, to mi się gęba śmieje:DDD
*Granato
OdpowiedzUsuńale zdasz relację z wypieku?:DDD może być w jednym słowie:DDD bo wiem, żeś zagoniona...
*Jaskółeczko
OdpowiedzUsuń:DDD
z torcikiem się nie spieszy, tutaj nie mam nawet tortownicy:DDD
zanim przywieźliśmy kuchenkę, to z Lolunią piekłyśmy jabłecznik w prodiżu, a że prodiż płaski był, to nam się piana przykleiła i saliła:D Ale co tam... oskrobałyśmy i pochłonęłyśmy:D lecz postanowienie było: przywozimy kuchenkę.
Postanowiono, więc się stało, i tu nagle okazało się, że nie mamy żadnej blachy na ciasto:DDD nic... no to przyszło nam rozbroić spód od prodiża czyli pozbawić go plastikowych rączek. (hehe, i to tak kombinowaliśmy, by można było mu je na powrót "przeszczepić")... i tak oto mamy "blachę" na ciasto...ale coś czuję, że z tortem nie podoła:)
tak więc "na spokojnie" tym przepisem...jakoś, jak znajdziesz chwilkę:DDD
Nooooooooooo to trzymam kciuki, żeby ten jaworski na stałe był. Nawet zima na wsi jest fajniejsza od tej w mieście :)
OdpowiedzUsuń*Jaskółko
OdpowiedzUsuń:)))
zgadzam się!!!
mi miasto nie służy, oj nie :DDD
Syduś, bo chlebek, gęsta śmietanka plus posypka to też wypas:D
OdpowiedzUsuńKupiłam marchewkę:) duuuużo marchewki:)
OdpowiedzUsuńDuuuuuużo marchewki to ja na sok przeznaczam. Kolorek ten sam- cudny, ale... pewnie ciasto teraz też zrobię. Ciągggggggnieeee mnie :)
OdpowiedzUsuńTo jeszcze raz ja, chciałam zgłosić że upiekłam dziś Twoje marchewkowe ciasto i jest PYCHA!!!!:)
OdpowiedzUsuń*Lolunia
OdpowiedzUsuńjesteś kopalnią odkrywkową nowych smaków:DDD
marchewka??? na zdrowie!!!
*Jaskółko
OdpowiedzUsuńsok z marchewki uwielbiam:) ale podzielisz się wrażeniami, jak już popełnisz tego sławetnego marchewkowca?:DDDD
*Jaskółeczko
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę, ja już poczyniłam marchwiowe zapasy:D tym bardziej, że za półdarmo:)))) Uściski:*
No i wyszło jadalne do ostatniego okruszka :)))
OdpowiedzUsuńŚwietne! Będą powtórki na bank :)))
;*
No... podzielę.. racuchyy wyszły super, to teraz ciasto :)
OdpowiedzUsuń*Granato
OdpowiedzUsuńufff:DDD bardzo się cieszę:)
*Jaskółko
:DDDD
Pychota! :-)
OdpowiedzUsuńTak więc upiekłam:D
OdpowiedzUsuńJakąś godzine temu wyjęłam z piekarnika i już nie ma ćwiartki:)
Dobre, bardzo dobre, a nawet pyszne:)
Parę godzin później A. wrócił do domu i została tylko ćwiartka...
OdpowiedzUsuń*Magdo
OdpowiedzUsuńnie inaczej:)))
*Lolunia
OdpowiedzUsuńfajniaste, prawda:)))
Prawda:D
OdpowiedzUsuńJesli juz sie zachwycilas ciastem marchewkowym, to ja bardzo polecam przepis, ktory sama kiedys wykorzystalam. Ciasto jest bez maki, a w zasadzie z minimalna iloscia maki. Natomiast jest tak lekkie i pyszne, ze moim zdaniem to najlpsze ciasto marchewkowe jakie w zyciu jadlam. No... nie tylko moim zdaniem;) rowniez zdaniem mojej amerykanskiej rodziny, ktora w koncu wychowala sie na ciastach marchewkowych;)))
OdpowiedzUsuńtutaj przepis:
http://gotujebomusze.blogspot.com/2010/12/jeszcze-raz-na-slodko.html
*Stardust
OdpowiedzUsuńDzięki ogromniaste, z pewnością wypróbuję, puszyste i serkiem:) mmmm... już mi się podoba!!!
Miło mi niezmiernie, że zaglądasz:DDDD
Pozdrawiam ciepło:D