niedziela, 13 marca 2011

Iść, ciągle iść...

Jak już kiedyś pisałam, mogłabym wyjść z domu i zaginąć. Wiem o tym ja i wiedzą moi bliscy...  Taką już mam "bezkresną" naturę i takie nieznośne pragnienie jątrzące się w trzewiach. Chciałabym iść przed siebie, na przełaj, w stronę wschodzącego słońca. I  nie zabrać nic, nie musieć niczego, nawet na chwilę nie przejąć się tym, co będzie jutro, bo co też takiego być może? Wstanie słońce, a ludzie otworzą oczy i poczłapią do łazienek. Rzucą rozespane spojrzenia w lustra i... albo uśmiechną się do swojego odbicia, albo obdarzą je innym,  wymownym grymasem. Obiecuję sobie, że kiedyś wyruszę, odetnę wszystkie nici, złapię niedoścignione. Myśląc o tym ślę uśmiech do lustra, a kafelki w łazience wydają się być cieplejsze, choć wciąż czarnobiałe...




Nałapałam dziś promieni słońca
beztroski nabrałam garściami pełnymi
wtłaczając w płuca wiosenny powiew








23 komentarze:

  1. Syduś ...słońce Ty moje nie ma żadnych przeciwwskazań by iść...zostawić wszystko...o niczym nie myśleć...nawet zaraz ...juro:)...a zabierzesz mnie i Halinkę? :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, że nie ma:DDD
    Jasne!!! w końcu patrzysz w tym samym kierunku, co ja:DDD

    OdpowiedzUsuń
  3. a jakby w domu gas został włączony, albo żelazko to co wtedy ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam już o Waszym spacerze u N. Obudziła się we mnie dawna tęskonota i chęć "iścia" przed siebie, w celu radosnego wytrącania endorfiny.
    Dziękuję Wam za impuls. Zostawiłam siebie na kanapie i przed tv jakieś dobre 15 kg temu co najmniej, czas coś z tym zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja myslałam ze cos ze mną "nietenteges" ze czasem tez mam takie pragienie...
    ostatnio iryruja mnie ludzie i to,ze coś muszę. Przesilenie wiosennne czy co? do jasnej cholerki??;)

    OdpowiedzUsuń
  6. bo każdy ma czasem dość i wtedy musi wyjść i iść, a nawet czasem nie wracać

    OdpowiedzUsuń
  7. Zrobiłam kiedyś taki numer: wyszłam na spacer, z psiarnią kochaną, rodzicom powiedziałam, że wrócę za jakieś cztery, pięć godzin.
    Wróciłam dzień później...
    Że było kazanie - to oczywiste, ale ile wolności się nawdychałam... to nie do wypowiedzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Też tak sobie czasem myślę Sydoniu, żeby wyjść z domu i iść, iść, nic nie musieć, o nic się nie marwtić, tylko tak sobie powędrować.

    OdpowiedzUsuń
  9. * HDS, jak to co??? niespodzianka;DDDD

    OdpowiedzUsuń
  10. *Gocha
    Tylko nie proś o drugie kopnięcie tym impulsem :D ja nie TurboDymoMen :DDD to mnie przerasta;P
    Dla mnie nie ma nic lepszego jak wydreptać wszelkie troski, a i przy okazji kalorie :D
    a i samo "uczucie wyhasania" jest niesamowitym doznaniem... Luuubię!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. *Vi
    czytałam u N. o Waszej wyprawie:DDD to musiał być niezwykły widok:DDDD warto jak najczęściej serwować sobie takie "beztroski"...

    OdpowiedzUsuń
  12. *Rzaba
    Trzeba by pisać jakieś ostrzeżenia dla czytających, bo śmiem wnioskować, że takie "nietenteges" jest wściekle zaraźliwe:DDDD Mnie najbardziej dobija niemoc, mam natłok sytuacji w których nie sposób jest wybrać tzw. "mniejsze zło"... chce mi się wtedy wyć jak wilk... albo iść do upadłego...
    Przesilenie!!! ot co!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. *LOVE
    żeś to pięknie ujęła w kilku słowach:DDD a ja pokrętnie w masie zdań złożenie-poplątanych... już Cię nie lubię;DDD

    OdpowiedzUsuń
  14. *Granato
    ja swego czasu wciąż "takie numery odwalałam rodzicom", cóż komórek nie było:DDD i się w pewien sposób uodpornili. Czasami mówili, że jakby mi się co wtedy stało to mam mieć żal tylko do siebie, że czekaliby kilka dni z zaalarmowaniem policji:DDDD hehe... ale, jak napisałaś "ile wolności się nawdychało"!.. nikt tego nam nie zabierze:DDDDD

    OdpowiedzUsuń
  15. * Czekoladko
    Mi się taka potrzeba tli nieubłaganie, choć jest już niejako "okiełznana"... bo podkarmiam ją troszeczkę i w miarę możliwości;D
    Myślę, że wielu ludzi ma potrzebę "wędrowania"... często czujemy się jak w kaftanie ( ktoś lub sami się w niego pakujemy dla naszego ogólnie pojętego dobra)... niby "bezpiecznie" a jednak dusi i okropnie krępuje ruchy:DDD może to niezbyt fortunne porównanie;D ale wpadło na wariata:D

    OdpowiedzUsuń
  16. *Pomylone Gary
    nie inaczej:DDD... tą wypatrywaną i wyczekaną:DDD

    OdpowiedzUsuń
  17. Ech... no też tak mam :) Mam też to szczęście ( lub nie ), że mogę nieomalże bezkarnie realizować takie chciejstwa. No i to jest pozytywna strona singlowania.
    Uściski Sydonio :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kiedyś pisałam w jakimś tekście - marzyłam żeby być lumpem
    nic nie mieć


    wyjść i nie wrócić jest najłatwiej
    a tak człowiek się przywiązuje do dzieci
    do kubka z kawą
    miejsce w szafie rośnie z wiekiem
    buty zagracają kąty
    piętrzą się stosy książek

    ulubiony obraz na ścianie
    między niebem a piekłem
    oglądam się nie tylko za siebie
    bo coś tam bo ktoś

    wpadłam jak śliwka w kompot
    i żyj teraz jak przykazał

    OdpowiedzUsuń
  19. *Greto
    Bycie singlem ma niewątpliwie całą paletę zalet, które często stają przed nami w pełnym świetle wtedy, gdy przestajemy singlować... na początku myślimy: "znajdę złoty środek"... ino gdzie i jak go szukać;DDDD
    A ja myślę, swoją miarą, że masz to szczęście:DDDDDDD
    Uściski ogromniaste

    OdpowiedzUsuń
  20. *Margo
    Na co dzień pomagam "takim moim bezdomnym" i powiem ci, że niekiedy potrafią zafascynować swoją swoistą ideologią:DDDD ale mają też swoje nietypowe przywiązania...
    do butów "za nic w świecie ich nie zdejmę"
    do słoika "to mój, nie ruszaj palcem"
    do gazety "leżę tu na zdjęciu, w rogu"
    do szmaciaka "to od synka"...

    i tak sobie myślę, że ogołocić się doszczętnie to...
    to strasznie trudne:DDD

    OdpowiedzUsuń
  21. *Eve
    nie inaczej... w ten, lub inny sposób:D
    raz na kwartał, albo częściej...
    ot tak sobie :DDD

    OdpowiedzUsuń

dziękuję ♥