Stanęło na tym, że profesorowy narybek zapełniwszy salę zatrzasnął za sobą drzwi, a króliś i jego towarzysz znaleźli się w zupełnie pustej poczekalni. Cisza jaka zapadła po tymże gwałtownym wyludnieniu zaczęła ich nieco kąsać po uszach.
- Myślisz, że... - króliś nie zdążył zadać tego ciężkiego pytania, gdy w drzwiach stanęła odpowiedź na nie w postaci ślicznej, uśmiechniętej płoteczki - bodajże studentki IV roku, która to dźwięcznym głosem wykrzykiwała królisiowy przydomek.
- Ale ja do pana profesora!! - żachnął się króliś nie drgnąwszy nawet o milimetr ze swojego bezpiecznego, kącikowego krzesełka.
-Tak, tak, wiem. Zapraszam - płoteczka uśmiechnęła się jeszcze szerzej i zachęciła przyjaznym gestem. Było w niej coś tak ciepłego, ze króliś zapomniał o całym bożym świecie i jak zahipnotyzowany posłusznie pokicał za nią.
Usadowiwszy królisia na fotelu płoteczka z jakąś niepojętą troską w głosie spytała w czym problem.
- Ale ja do pana profesora - króliś powtarzał jakby się zaciął.
- Tak wiem, wiem... to w czym problem? - i znów ciepły, spokojny głos.
- Ząbki mi się kruszą - pisnął żałośnie króliś.
- Jak to? - płoteczka zadziwiła się nieco.
- Zwyczajnie trach i już, tak po kolei
- A bierze króliś jakieś leki?
- No bierze
- Długo?
- No długo, oj długo...
- A jak długo?
I tu królisiowi rozwiązał się język, i mówił, mówił o jednym kleszczu podłym i jak to króliś myślał, że to mrówka była i go capnęła, aż się alergia zrobiła, ale to nie mrówka tylko rumień straszny boreliozowaty. Ale jak go oświeciło, to za późno i jakby wiedział wcześniej to by poszedł do lekarza i nie byłoby nic a nic. Ale tak nie było bo nie poszedł i się zagmatwało i później bardzo się męczył i wszyscy się martwili, bo króliś nie wiedział jak się przedmioty nazywają, taki był chorutki. A jak już, już lepiej się z królisiową głową, pamięcią i wszystkim nieco zrobiło, po wielu, wielu lekach i długim czasie, to znowu kleszcz taki malusi, nimfa taka go napadła, i znowu zaraziła, i znów rumień, ale już króliś wiedział co i jak i szybko poszedł, tylko, że już nie lubi tych leków, bo w sumie to kilka już lat bierze, ale cóż począć? no musi...bo pomaga, tylko trzeba długo i duże dawki, i kroplówki takie żrące, że żyły wysiadają... i że mdli i, no właśnie, zęby odpadają sobie... i jeszcze...
Płoteczka słuchała tego królisiowego słowotoku z coraz większymi oczami, kiwając zatroskaną główką jak piesek z tylnej półki starego samochodu.
- No tak, tak, od leków jak nic, już widziałam takie przypadki - wyszeptała jakby do siebie, ale zaraz spojrzała na królisia i rzekła nieco radośniejszym głosem:
- To ja jednak może profesora poszukam, dobrze?- zakręciła się na pięcie i zniknęła.
Profesor pojawił się w asyście narybkowej świty i już po chwili wszyscy w ogromnym skupieniu wpatrywali się w królisiową gardziel słuchając słów płoteczki, która to zdawała szczegółową relację z królisiowych problemów zacząwszy ją od słów:
- Pacjentka bardzo młoda...- Oooo TAK!!!... TE słowa padłe z ust dziewczęcia natychmiastowo wprawiły królisia w dobry, a co za tym idzie przyjazny nastrój...
Profesor pojawił się w asyście narybkowej świty i już po chwili wszyscy w ogromnym skupieniu wpatrywali się w królisiową gardziel słuchając słów płoteczki, która to zdawała szczegółową relację z królisiowych problemów zacząwszy ją od słów:
- Pacjentka bardzo młoda...- Oooo TAK!!!... TE słowa padłe z ust dziewczęcia natychmiastowo wprawiły królisia w dobry, a co za tym idzie przyjazny nastrój...
jedno z "zębatych" koszmarków nietuzinkowego pana Ludovica Levasseur ps. artysta tworzy swoje prace używając odpadów rzeźnickich-osobiście nie polecam osobom wrażliwym na takowe "klimaty" :) |
*CDN*
*
*
No cóż - trzeba królisia ugłaskać i przytulić :)
OdpowiedzUsuńkróliś rozpływa się i dziękuje bardzo:***
Usuńw sumie to sobie sama jestem winna: każdy z lekarzy po kolei się mnie pyta, po jaką chorobę tak łażę po lesie?:)))
łażę i łazić będę (nawet kosztem uzębienia), nie potrafię sobie odmówić takowej przyjemności, zresztą niejako "już jest po fakcie":D
ps...hahaha, w piątek wieczorem miałam tajemniczy telefon, wyobraź sobie, że dzwoniła owa studentka, by się spytać, czy nadal mam odwagę do nich przychodzić i czy będę w przyszłym tygodniu:) no nie sposób schować głowy, a tym samym szczęki w piasek:D
Króliczek?! Hihihi
OdpowiedzUsuńZombie-króliczysko :P
to jedyne w miarę "przyjemne" stworzonko owego artysty:))) tzw. "słodki inaczej":)))))
UsuńJezu, ale przeszłaś straszne rzeczy. Biedny Króliś :)))))Rumień, borelioza, lekarstwa...a organizm się potem sypie :( Też przytulam i głaszczę po długich uszyskach :))))Fuj! zębaty Koszmarek:(
OdpowiedzUsuńWszystkie przytulaski i głaski zbieram skrzętnie- przydadzą się na szarą godzinę:)
UsuńDziękuję:*
z tymi lekami to niezła batalia, na jedno pomagają niszcząc inne, od rozsypania się drożdżaków po organizmie po zapalenie żył (bo niby kroplówki żrące). Na szczęście mam fantastyczną doktor, która dość zgrabnie balansuje pomiędzy tym wszystkim i zna mnie już dosłownie na wylot... a i zęby da się jakoś pozbierać:))) (obiecano, więc trzymam za słowo).
Miałam nie wrzucać już tej opowiastki, ale mi się wczoraj jakoś kliknęło przy zmianie etykiet i poszła:))))
hahaha...Koszmarek ma minę identyczną jak króliś na widok tego, że pani studentka-płoteczka kombinuje jak włożyć wiertełko do maszynki:DDDDD
Króllllliś......:*
OdpowiedzUsuń:***
Usuńno właśnie już napisałam wyżej, że miałam Ci powiedzieć, że studentka dzwoniła:))))
potem ktoś mi powiedział, że tamtejsi studenci wręcz walczą o ekstrakcję i kanałówki:)))) a to ci dopiero brzmi niepokojąco:D
walka o ekstrakcję i kanałówki brzmi barrdzo niepokojąco...
Usuńale studentka się spisała, więc to tak jakby oddanie się w dobre ręce:)
No, no, mój znajomy zombie to piękniś w porównaniu z koszmarkiem pana Ludovico.
OdpowiedzUsuńmasz jakiegoś znajomego zombiaka??? mi jedyny jaki przychodzi na myśl to mój brat po weekendzie:)
UsuńSama masz swojego, a posądzasz mnie o taki uszczerbek w mojej rzeczywistości? :)
UsuńTo może i smutne, ale chyba każdy czasem ma do czynienia z oswojoną formą zombie.
mój jest rozczulający:) taaaki cierpiący i miast "móóózg, móóózg" jak mantrę powtarza: "nigdy więcej, nigdy więcej":DDD
Usuńale teraz tatusiem zostanie, więc jego zombiowe wcielenie odchodzi do lamusa:D
(ale i tak będzie co wspominać):DDDDD
A ja myślałam, że Twój brat to Shrek, to znaczy, że on ma więcej niż jedną twarz:)
UsuńTo dzięki królisiowi narybek coś niecoś wiedzy liźnie :)
OdpowiedzUsuńUściskuję :)
oj tak...to nieco pociesza królisia, że cel szczytny i w ogóle:D
UsuńA Króliś przecież jedyny w swoim rodzaju jest :D
Usuń:DDDDD
OdpowiedzUsuńsię wyszczerzyłam ;)))
oooooo, nie ma mojego komentarza, to ci dopiero
OdpowiedzUsuńjeszcze raz
1.jestem bardzo ciekawa madrosci profesora
2. ciekawam czy to ze mloda zrejterowala to dobrze czy zle
3. ten tworca co to z odpadow rzeznickich rzezby tworzy to musi byc mega swir, no ja przy takim tworzywie wymiekam, juz mi sie nie miesci w moim poczuciu estetyki :)))))))))
Zębatek połknął komentarz:)))
Usuń1.- sama jestem ciekawa, bo jak dotąd nie miałam okazji zaznać owych mądrości:D
2.- dopiero się okaże:)
3.- twórca stanowczo nie na moje nerwy, z zapędami w stronę mutacji i tworów Frankensztajnowych :))) ino ten jeden zębatek się do mnie uśmiechnął:))))))
ps. skrobnęłam do Cię (w końcu) :))))))