Mały, biały króliczek ochłonął nieco i może już dalej snuć swoją wstrząsającą opowieść. Pamiętaj proszę, drogi czytelniku, że w tej historii zbieżność zwierzątek i zdarzeń jest zupełnie przypadkowa, a małe, białe króliczki często postrzegają pewne rzeczy jako dużo, dużo większe, niż są w rzeczywistości...
Słowo się rzekło i króliś w nieco podniosłym nastroju, bo podekscytowany myślą, że ktoś mu może pomoże i poskłada jego rozsypane uzębienie, a przede wszystkim przystopuje ten przerażający, szczękowy rozpad, udał się do szpitala, w którym to zwykł urzędować dobroduszny profesor wyrażający wolę przyjrzenia się króliczemu problemowi. Dziarskimi, jak na skromne możliwości obolałych stawów, kicnięciami mały biały pokonał trzy piętra schodów i znalazł się przed olbrzymimi, dwuskrzydłowymi drzwiami ozdobionymi kartką z gryzącym napisem: "szatnia w piwnicy obowiązkowa, zakaz wnoszenia odzieży na salę!!!". No cóż, pokicał w dół, by za chwile wspiąć się znowu, tym razem tracąc już nieco na dziarskości. Spodziewał się ujrzeć zatłoczoną poczekalnię wypełnioną gęstniejącymi, pacjentowymi rozterkami i owszem, poczekalnia była zatłoczona, niemniej po dobrze wróżącej atmosferze nie było nawet malutkiego, rozwianego śladu. Zapłaciwszy za konsultację przycupnął sobie króliczek na jedynym, wolnym, kącikowym krzesełku i począł wielkimi oczyma przyglądać się chmarze młodocianych fartuchów zbitych w pokaźną, rozjazgotaną kulę. Fartuchy owe różniły się tylko sposobem upięcia identyfikatora i rodzajami przewieszonej przez ramię torby. Króliś szybko pogrupował młodocianych na trzy podstawowe zbiory:
* Artystycznych roztrzepańców (identyfikator gdzie bądź- wpięty w kołnierzyk, rękaw, dół fartuszka, plus wyćmokana torba z otwartym widokiem na ponadgryzane zawartości i inne takie tam wymiętolone skarby).
* Składnych dokładnych (identyfikator równo uczepiony na piersi w doborowym towarzystwie wystających z kieszonki długopisów, torba dopięta, niewypchana)
* i ulubionych mieszańców (czyli wszystko poukładane, aczkolwiek z kilkoma nieszkodliwymi odchyleniami).
Wywnioskował również, co też udało się poprzeć fragmentem wyłowionego z jazgotu zdania, że to profesorowy narybek spłynął tu z odległych, uczelnianych czeluści by akuratnie dziś ćwiczyć się w kanałach, mostach i innych takich wygibasach. Cóż, nie uśmiechało się królisiowi eksponowanie własnej szczęki tak licznemu gronu, ale z drugiej strony, jeśli poczyni to w słusznej, bo szlachetnie edukacyjnej sprawie to chyba korona mu z główki nie spadnie. Nie miał czasu głębiej wgryźć się mentalnie w temat, bowiem nagle, jako ta tama żelazna rozwarły się wielkie drzwi, a wezbrany narybek z impetem począł wlewać się do olbrzymiej, rozświetlonej sali.
*CDN*
(no nie mam czasu siąść i opowiedzieć za jednym zamachem)
wybaczcie :D
*
ps. wczoraj zostałam przyłapana na pierwszych próbach "fotosyntezowania" (pomysł Michałowy ), celem całkowitego odstawienia jedzenia i picia. Niestety z mizernym skutkiem, bo po powrocie do domu to dopiero byłam po stokroć głodna :)))
mówicie, że zima;D ???
*
nie swiruj, masz jesc i pic bo inaczej przyjade i na tylek dam
OdpowiedzUsuńnienie, spokojnie, spokojnie...
OdpowiedzUsuńTo tak w razie, gdyby się jednak ta moja szczęka na amen i bezpowrotnie rozsypała (tfutfu, dajcie mi tu szybko niemalowane!!!:DDD) bo wiesz, jak ten Pan potrafi jeść słońce to w sumie samiuśkie korzyści z tegoż płyną:))))))) i gdyby tak spróbować też móc, ach!!!!:DDDD (tylko, żeby słońca nie zabrakło)!!!
Sie zmiksuje jedzonko w razie czego i wsiorbniesz przez słomeczkę, a jutro dam Ci znać czy aby króliś towarzystwa do słomki mieć nie będzie:)
Usuń:)))))
Usuńsię wie, że jakby co to się siorbnie:)))) ale fotożywienie jakby ekonomiczniejsze:))))
A gdzie Ty się Kochana "fotosyntezowałaś' hi hi bo u mnie śniegu po pas i wciąż sypie a o słońcu nie mam mowy!:)
OdpowiedzUsuńno wczoraj u mnie:)))) wieczorkiem!!!! piątek też był takowy, ino nie miałam czasu dnia chwycić, bo pół przesiedziałam na fotelu unieszczęśliwiona i ubezwłasnowolniona:)))
OdpowiedzUsuńzimy u nas nie widać, a ja bym chciała bałwanka sobie ku uciesze ukleić:D
A ja śnieg mam:P
Usuńtia, napisz lepiej ile centymetrów:DDDD śniegu tego oczywiście:D
UsuńA sama se zobacz TU bo przybyło:)
UsuńI lepki, mokry w sam raz na bałwanka:)))))
UsuńCo do diet, u mnie w pracy koleżanka namiętnie Ducana męczy,to schudnie, potem nadrobi (bo piecze nieziemskie ciasta,i tym sobie też dorabia, po upieczeniu oprzeć się nie może żeby nie spróbować, no bo kto by mógł)a potem znowu na jajeczkach i twarożku non stop...
OdpowiedzUsuńA dieta Ducana nie za dobra:( Z reguły diety się stosuje żeby schudnąć i pomóc sobie zdrowotnie, a z Ducanem to jest tak, że aby ją stosować trzeba być super zdrowym, bo nadmiar białka na którym ta dieta się opiera jest bardzo obciążający zwłaszcza dla nerek, a już nie powiem o ogólnym osłabieniu, czy nadmiernym wypadaniu włosów... to już chyba fotosynteza lepsza
UsuńNo wiadomo :)
UsuńJa nie wiem co to dieta, a jakiś Dukan to już wcale, ale to wcale:) wiem natomiast co to jest szlaban na słodycze i o 7 cm. mniejszy talerzyk:DDD i działa:)
UsuńVi, śmiem przypuszczać, ze koleżanka robi sobie krzywdę taką huśtawką:D
Fotosynteza w wydaniu Sydoni zdecydowanie lepsza. U nas śnieg i mróz, a tak fajnie już było. Prawie wiosennie. Trzymam kciuki za ząbki i jak najmniej bolesne zakończenie sprawy :)
OdpowiedzUsuńDzięki, choć uprzedzam-zapowiada się półroczne trzymanie kciuków, ale luuuzik:))) nie takie rzeczy się przeżywało:DDDDDD
UsuńTrzymam kciuki aby szybko i jak najbardziej bezboleśnie było!:)
OdpowiedzUsuń:)))))
Usuńa ja trzymam za "rozmnażające" się deski:))))
Łączę się w bólu stomatologicznym - po przeczytaniu pierwszego odcinka przygód królisia - złapało i mnie. Na razie się narkotyzuję, bo wiesz. Ale obawiam się, że w końcu ulegnę zdrowemu rozsądkowi...
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł - fotosyntezowanie :)))))
Buziakiiii
Trzymam kciuki i proszę, pamiętaj, że króliś ma predyspozycje do dramatyzowania:}
OdpowiedzUsuń... a strach ma wielkie oczy:DDDDD
Buuuziaki:)