Ostatnio skończyłam na tym, że skubać poczęłam te nieszczęsne, akacjowe grona kwieciste. Niegdyś zajmowało mi to niezmiernie dużo czasu, więc wiedziona doświadczeniem poczyniłam spory zapas czarnej herbaty i równie czarnej muzyki. O dziwo rwanie migło smigło mi tak sprawnie, że zaczęłam podejrzewać o pomoc jakowąś gromadkę
Ubożąt czy też Domowików, i to całkiem sporą, bo i w piecu ładnie drwa trzaskały, i kuchnia sama się ogarnęła, a i wiaderka świeżą wodą naszły zupełnie niepostrzeżenie. Nie wiedziałam do którego domowego zakamarka mam się uśmiechać w podziękowaniu, więc systematycznie szczerzyłam się dookoła, chyba dość skutecznie, bo i dziś wszystko samo się działo jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki :)
 |
Domowik zilustrowany przez Borisa Zabirokhina |
Ale jak zwykle nie o tym chciałam, a przecież o tej akacji. Uściślając- właściwie ta akacja wcale akacją nie jest, tak się utarło, przezwyczaiło i niech tak tutaj sobie zostanie. Akacje to te roślinki, co to je na sawannie żyrafy i antylopy z liści systematycznie ograbiają, zgrabnie prześlizgując się jęzorem pomiędzy kolcami. Natomiast drzewo, z którego z takim zapałem rwałam kwiecie to robinia akacjowa, grochodrzew biały, bądź akacjowaty, jak kto woli. Piszę, gdyż ostatnio wywiązała się dość zabawna wymiana zdań, zaraz po tym, gdy palnęłam sobie (nieważne gdzie) coś o mleczyku, więc z góry i przezornie uściślam, choć i tak akacją nadal zwać będę. O i już !
.JPG)
Akacja, a właściwie to tylko jej kwiaty, jest drzewem bardzo pożądanym w ziołolecznictwie, i warto docenić jej właściwości kojące i uspokajające. Napar z kwiecia zalecany jest na ten przykład na kamicę, gdyż ma działanie przeciwskurczowe i żółciopędne. Działa przeciwgorączkowo, moczopędnie i jest z powodzeniem stosowany w stanach zapalnych nerek i dróg moczowych,a także pomocny przy uszkodzeniu nerek w wyniku zakażenia bakteryjnego czy też zatrucia toksynami. Pomaga zlikwidować obrzęki powstałe w wyniku niewydolności krążenia, no i oczywiście, co mnie najbardziej cieszy dlatego podkreślam- us-po-ka-ja... a wszystkich chętnych do uspokajania za drobną opłatą, już wysyłam do
kierownika kolejki, ma piękne pismo i jest bardziej rozgarnięty ode mnie...
Podsumowując, miło jest spędzić odrobinę czasu czując pod plecami bruzdowatą, spękaną korę i oddychając słodką wonią... i zawsze kusi mnie, by zatrzymać te chwile na dłużej, w jakikolwiek sposób. Jeśli brak mi czasu, to tylko suszę kwiaty i zamykam w słojach, jeśli mam go odrobinę więcej, robię gęsty syrop i to własnie do niego należy uskubać samiusie białe płatki i pręciki z pyłkiem. Natomiast jeśli czasu mam w bród, co mi się jeszcze nie zdarzyło, można zrobić pyszną nalewkę akacjową, albo utrzeć płatki z miodem, lub cukrem i tym sposobem stać się absolutnym mistrzem nadziewanych wypieków, zwłaszcza pączków. Nadzienie to ma niewypowiedziany, miodowo-zielony, łagodny smak i jeśli w przyszłym roku będę dysponować czasem i akacją, to z pewnością się z Wami podzielę przepisem krok po kroku :)
A tymczasem foto- przepis na syrop akacjowy...
kilo cukru, litr wody...
i uskubane płatki- ile tylko się da :)
Oczyszczone kwiatki
(wcześniej umyte i odrobaczkowane) wrzucamy do słoja, gotujemy syrop z wody i cukru, gdy przestygnie odrobinkę dodajemy sok z cytryny i wciąż gorącym zalewamy kwiatki, odstawiamy na dzień lub dwa w chłodne, ciemne miejsce...
potem przecedzamy, wyciskamy przez gazę do ostatniej kropelki, odparowujemy nieco i gorący wlewamy do wyparzonych słoiczków (jak ktoś chce, można zapasteryzować). Słoiczki otulamy kocykiem, niech stygną w spokoju i... gotowe :) Tym samym zasłużyliśmy na spróbowanie naszego słodkiego syropu w herbatce...
SMACZNEGO I NA ZDROWIE :)
*
Ps. tworem ubocznym są takie oto śliczne łupinki, no nie mam (jeszcze) pomysłu jak je wykorzystać :)
Pozdrawiam Was ciepło i absolutnie akacjowo...
*